Bohaterowie

środa, 26 listopada 2014

Rozdział XLIII "Choroba"

**
Dwa dni później:
Po usłyszeniu dzwonka budzika wstałam i poszłam do łazienki w celu zrobienia porannej toalety.Ubrałam się i zrobiłam sobie kawę.Gdy byłam już gotowa wzięłam kluczyki od samochodu i wyszłam chciałam jeszcze zajrzeć

(strój Wiki)
do Andrzeja ale nie miałam czasu i postanowiłam,że wpadnę do niego po pracy.
 **
U Andrzeja:
Obudziłem się o 10:00 i czułem,że chyba grypa mnie wzięła.Miałem gorączkę i katar no i ledwie mogłem powiedzieć jakieś słowo.Moje gardło odmówiło mi posłuszeństwa.Zadzwoniłem do Wiki
ale włączała się poczta.Byłem tak słaby,że nawet nie dałem rady pójść do apteki po jakieś lekarstwa.
**
U Oli:
Postanowiłam,że dzisiaj po śniadaniu wybiorę się do Wiki tak na małe pogaduchy.Przebrałam się,zjadłam śniadanie i wyszłam z mieszkania.



(strój Oliwii)                      













**
Podjeżdżałam właśnie pod galerie i chciałam sprawdzić która jest godzina,bo nie chciałam się spóźnić, a jechałam trochę dłużej do pracy,bo w centrum jak zwykle korki.Po zaparkowaniu
otworzyłam torebkę i zaczęłam szukać telefonu.Niestety został on w domu,więc szybkim krokiem udałam się w kierunku windy.Zobaczyłam,że się zamyka,więc zaczęłam biec
i w ostatniej chwili zdążyłam wejść.W środku czekał na mnie nie kto inny jak Dawid:
-Cześć-powiedział.
-Hej która jest godzina?
-Dokładnie 10:45-odpowiedział.
-Czyli się nie spóźnimy?
-Spokojnie mamy na równą 11 a winda nie jedzie 15 minut-powiedział z śmiechem w głosie.
-Tak bardzo śmieszne naprawdę myślałam,że się spóźnię.
-A to moja droga nie masz zegarka?
-Mam ale zapominałam dzisiaj zegarka no i oczywiście telefonu.
-Oj biedaczka-powiedział i pogłaskał mnie po policzku.

-Tak biedaczka z mnie,ale nie musisz mnie jakoś wcale pocieszać-powiedziałam stanowczo.
I w tej samej chwili winda otworzyła się na naszym piętrze gdzie znajdował się sklep.Weszliśmy i poszliśmy na zaplecze odnieść swoje rzeczy.Czekał  na nas dzisiaj pracowity
dzień,bo mieliśmy do rozpakowania nowy towar a także wysłania kilku zamówień do klientów przez nasz sklep internetowy.
-Wiki ty z Dawidem Weście się za rozpakowanie towaru a ja z Alą zajmiemy się sklepem.Mieliśmy dziś niezły ruch i każdy miał jaką prace.Ja niestety z Dawidem.
-Czekaj pomogę ci z tymi pudłami,bo są ciężkie-powiedział.
-Dziękuje za pomoc ale naprawdę bym sobie poradziła.
-Czemu za każdym razem odtrącasz mnie za jakąś wymówką,czy ja jestem jakiś straszny,że nie chcesz nawet się do mnie zbliżyć na 1m.
-Nie to nie o to chodzi nie chciałam być nie miła przepraszam.
-Ok nic się nie stało jeśli chodzi o to co stało się w windzie to przepraszam.
-To nie ma z tym nic wspólnego.
-Ja nie wiem co się stało,bo na początku jak się poznaliśmy było wszystko ok więc o co chodzi?
-O nic zostawmy ten temat i weźmy się do pracy.
-Dobrze więc pozwól,że ja to wezmę-powiedział i podniósł pudła idąc w stronę regałów.
Było mi trochę głupio,bo nie powinnam tak na niego reagować.

**
Przed drzwiami Wiki:
Czemu ona nie otwiera co jest,nie odbiera też komórki.Stałam tak przed drzwiami jeszcze chwilkę i pomyślałam,że jest pewnie u Andrzeja.Odwróciłam się więc i zapukałam do jego drzwi:
-Hej Andrzej co jest,dobrze się czujesz?-zapytałam patrząc na niego.
-No raczej nie chyba załapała mnie jakaś grypa.
-Przecież ty się ledwo trzymasz na nogach,chodź połóż się-powiedziałam i zamknęłam za nami drzwi.
-Gdzie jest Wiki,nie odbiera telefonu i nie otwiera drzwi od mieszkania,myślałam,że jest u ciebie.
-Wiktoria jest w pracy i pewnie zapomniała komórki.
-No tak przecież skończył się jej urlop.
-Dobrze,że przyszłaś,bo nie miałem nawet siły iść do apteki.
-Ok to ja zrobię ci herbatę i pójdę po lekarstwa.
-Dziękuje ci jesteś naprawę kochana.
-Wiem ale to Wiki powinna się tobą zająć jak ona mogła iść do pracy.
-Ona nie wie,że ja jestem chory.
-Aha to wszystko wyjaśnia.
-Masz tą herbatkę.
-O dziękuje.
-Nie ma za co ale ty chyba masz gorączkę-powiedziałam dotykając jego gorącego czoła.
-No chyba na to wygląda,bo jest mi strasznie zimno.
-Ale się załatwiłeś,czekaj przyniosę ci jeszcze jakiś dodatkowy koc.
Kiedy już byłam pewna,że Andrzejowi nic nie potrzeba wyszłam do apteki.Po kupieniu leków wróciłam do jego mieszkania i  podałam je zgodnie z konsultacją farmaceuty.Pożegnałam się z nim i postanowiłam wpaść jeszcze do sklepu Wiki,że by jej powiedzieć o wszystkim,aby mogła się trochę wcześniej zwolnić i iść się zająć chorym Andrzejkiem.

**
W tym samym czasie w sklepie:
-Chyba ta piłka nie powinna być trochę posunięta w prawo-powiedział Dawid.
-Tak to jak jesteś taki mądry to sam wejdź na tą drabinę i to popraw.
-Ok nie ma sprawy,tylko pomogę ci zejść z tej drabiny bo widzę,że chyba nie czujesz się  pewnie  na wysokościach-powiedział.
-To prawda mam lekki lęk wysokości-powiedziałam odwracając się ostrożnie w jego stronę.
-No to chodź tu do mnie bidulko-powiedział łapiąc mnie w tali i ostrożnie kładąc mnie na ziemie.
-Dzięki-powiedziałam śmiejąc się.
-Dlaczego ci tak wesoło?-zapytał.
-Bo po pierwsze wziąłeś mnie tak ostrożnie jak jakaś cenną porcelanę,a po drugie mam straszne łaskotki w okolicy tali.
-Aha łaskotki powiadasz-powiedział i zaczął mnie łaskotać.
A ja zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać na cały sklep.
-Przestań proszę-powiedziałam łapiąc wdech w płuca.
-Jak sobie życzysz teraz wiem jaki jest twój słaby punkt,a wziąłem Cię tak ostrożnie bo jesteś wyjątkowa i cenna w swoim rodzaju.
-Dziękuje ci nie spodziewałam się takich słów-powiedziałam szczerze się do niego uśmiechając.
-Przepraszam nie przeszkadzam-powiedziała Oliwia która właśnie weszła do sklepu,a na jej twarzy nie pisał się uśmiech.


*********************************************************************************
  No i   mamy długo wyczekiwany rozdział.Przepraszam,że pojawił się tak późno ale mam dużo nauki

  i nie dopisywała mi wena.Mam nadzieję,że teraz będzie lepiej i za niedługo pojawi się kolejny :)
                        

             JESTEŚ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz