Bohaterowie

poniedziałek, 27 lipca 2015

Epilog

**
Rok później (perspektywa Wiktorii):
W tym roku wydarzyło się bardzo,ale to bardzo dużo. Właśnie szykujemy się z moim mężem na chrzciny syna Oliwii i Karola. Ja jako matka chrzestna,a Andrzej jako ojciec chrzestny. Wszyscy byliśmy szczęśliwi,że to wszystko tak się skończyło:
-Nie mogę dopiąć się w tą sukienkę-mówiłam denerwując się przed lustrem.
-Tylko się nie denerwuj,przecież dobrze wiesz,że nie możesz. Daj ja ci pomogę-powiedział po czym mi pomógł.
-Jeszcze 2 tygodnie i będę mogła się denerwować-odpowiedziałam głaszcząc się po brzuchu.
-A mi się tam podoba jak wyglądasz-odpowiedział uśmiechając się do mnie.
-No ja myślę-odpowiedziałam całując go w policzek.
-Wiesz,że was kocham. Ciebie i tego małego-powiedział Andrzej pokazując na mój brzuch.
-Wiem,wiem.
Byliśmy już gotowi do wyjścia. Po ślubie zamieszkałam z Andrzejem,więc daleko nie musiałam się przeprowadzać. Musieliśmy się trochę pospieszyć,bo byliśmy o pięć minut spóźnieni. Powinniśmy być pod kościołem o 11:30,a jest już 11:35,a my dopiero w drodze. Fajnymi jesteśmy rodzicami chrzestnymi,prawda? Na szczęście dotarliśmy w miarę szybko i nawet obeszło się bez kłótni,dlaczego się spóźniliśmy.
Po kościele Oliwia zaprosiła wszystkich najbliższych do siebie do domu na uroczysty obiad. Atmosfera u Oliwii i Karola w domu była bardzo miła. Mały Kacperek po całym dniu był już strasznie zmęczony,więc mamusia musiała położyć go już spać. Kiedy wszyscy goście już wyszli i zostaliśmy u Kłosów w domu tylko my w 5,posiedzieliśmy jeszcze z godzinę i sami udaliśmy się już do swojego mieszkania.

 
******************************************************
Kończę tego bloga mało podobającym mi się epilogiem,ale nie mam już siły żeby go poprawiać,wybaczcie. Dziękuję wam bardzo serdecznie za to,że to opowiadanie czytaliście. Czasami było ciężko,ale jakoś dałam radę. Trudno mi się będzie rozstać z tymi bohaterami,ale nic przecież nie trwa wiecznie <3

Tak jak wczoraj wspominałam,że zakładam nowego bloga tak to dzisiaj potwierdzam. Pod spodem podam wam linka do opowiadania i mam nadzieję,że będziecie go czytać :* Liczę na was <3 <3 <3 Pozdrawiam i za wszystko dziękuję.

http://siatkowkamoimzyciemiszczesciem.blogspot.com/ wpadajcie,zapraszam <3

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 62 "Złote obrączki"

**
Kilka miesięcy później (perspektywa Wiki):
 Ostatnie miesiące były dla nas wszystkich trudne. Na szczęście w końcu jest dobrze. Po wyjściu Oliwii z szpitala Andrzej mi się oświadczył. Nie były to jakieś specjalne oświadczyny. Po prostu kolacja w restauracji przy świecach i winie. Był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Wracając do teraźniejszości to właśnie teraz szykujemy się z Andrzejem do wyjścia. Idziemy do Oliwii i Karola,ponieważ mamy dopiąć "nasze śluby" na ostatni guzik. Tak, postanowiliśmy,że wszyscy razem będziemy mieć razem ślub:
-Wiktoria ile można na ciebie czekać?-mówił znudzony Andrzej.
-No już idę. Nie moja wina,że moje włosy dzisiaj nie są mi posłuszne-odpowiedziałam.
-Przecież wyglądasz ślicznie,zresztą tak jak zawsze-słodził mi.
-Dziękuję kochanie,ale ja i tak wiem,że jest źle -odpowiedziałam, ale zostawiła je już w świętym spokoju i skierowałam się w stronę Andrzeja,który siedział na szfce przy wyjściu.
-Wyglądasz zjawiskowo.
-Już się nie podlizuj. Możemy wychodzić-powiedziałam łapiąc z komody klucze.
-Wcale się nie podlizuję-oznajmił.
-Yhymm-popatrzyłam na niego z lekko przechyloną głową.
Z uśmiechem na twarzy opuściliśmy moje mieszkanie i ruszyliśmy w stronę windy. W kilka minut po wyjściu z windy byliśmy już przy samochodzie Andrzeja,którym mieliśmy dostać się do przyszłych państwa Kłos. Wrona wprawił w ruch silnik jego samochodu i ruszyliśmy w krótką drogę. 

**
Na miejscu (perspektywa Oliwii):
Razem z Karolem czekaliśmy,aż nasi goście zapukają do naszych drzwi. Mieliśmy dzisiaj w planach zjeść dzisiaj razem kolację i dokończyć przygotowania do ślubów. W czasie rozmowy z Karolem usłyszeliśmy,że Wiktoria z Andrzejem już są. Poszłam i otworzyłam im drzwi:
-No nareszcie jesteście-powiedziałam po czym przywitałam się z nimi i zamknęłam drzwi.
-Przepraszamy,ale Wiktorii ubzdurało się,że jej włosy cały czas źle wyglądają i nie wyszliśmy z domu dopóki ich nie ułoży-wytłumaczył ich Andrzej.
-Wcale,że sobie nie ubzdurałam. One naprawdę nie chciały mnie dzisiaj słuchać-usprawiedliwiła się.
-Ważne,że już jesteście-wtrącił się Karol następnie witając się z nimi.
Przy siadaniu do posiłku towarzyszyła nam rozmowa na wcześniej przytoczony temat. Słuchając muzyki delektowaliśmy się daniem,które przygotowałam. Po skończonej kolacji Wiktoria pomogła mi posprzątać wszystkie naczynia, a chłopaki czekali na nas w salonie oglądając telewizje:
-Chłopaki moglibyście zacząć przeglądać już katalogi, a nie oglądać jakieś durne programy-powiedziała Oliwia,szykując nam coś do picia.
-Kochanie dobrze wiesz,że my już wybraliśmy-powiedział Karol.
-Tak, a co?-zapytała Wiktoria.
-Hmm... niech będzie to co jest na pierwszej stronie-zaśmiał się Andrzej.
-Czyli wszystko na naszej głowie-powiedziałam po czym Wiki pokiwała głową uśmiechając się.
Dosiadłyśmy się do nich i biorąc katalogi do rąk zaczęliśmy przeglądać dekoracje do domu weselnego i kościoła. Po trudach wyboru zdecydowaliśmy się na proste kwiaty i dodatki do kościoła oraz skromne dekoracje wnętrza domu weselnego. Została nam tylko kwestia kateringu i transportu do kościoła i lokalu. Nasi przyszli w końcu się do czegoś przydali i powiedzieli,że zorganizują nam pojazd. Paulina jako moja świadkowa zaoferowała pomoc w wyborze jedzenia na uroczystość.  
Na nasze szczęście strojami do ślubu zajęliśmy się trochę wcześniej i wszytko już było gotowe. Siostra Wiki wraz z Pauliną i  naszymi wspólnymi przyjaciółkami zorganizowały nam wieczór panieński. Chłopki też nie mieli z tym tematem problemu Włodi i ich "ziomki z drużyny" zajęli się ich imprezą.

**
Dwa tygodnie później. Dzień ślubu:
W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany dzień dla nas wszystkich. Byłyśmy już gotowe czekałyśmy już na wejście do kościoła. Nasi ojcowie wprowadzili nas pod ołtarz, gdzie czekali na nas nasi przyszli mężowie. Po wypowiedzeniu przysięgi małżeńskiej udaliśmy się do lokalu. Czekali już tam na nas wszyscy goście,którzy powitali nas okrzykami radości. Po zakończonym obiedzie zostawiliśmy naszych najbliższych, a sami udaliśmy się na sesje zdjęciową w plenerze. Według fotografa zdjęcia wyszły bardzo ładnie i my nie sprzeciwialiśmy mu się. Ponownie wróciliśmy do domu weselnego i kontynuowaliśmy naszą uroczystość. Wesele mieliśmy wspólne, ale każdy z nas przeżywał ten wyjątkowy dzień inaczej. Bawiliśmy się do białego rana, a następnego dnia czekała na nas podróż poślubna na Malediwy,gdzie postanowiliśmy lecieć razem.

**
Dzień po ślubie (perspektywa Oliwii)
Czekaliśmy na nasz samolot na lotnisku w Warszawie:
-Kochani strasznie się cieszę,że jesteście tu ze mną-powiedziała Wiki wtulając się w swojego męża.
-Tak skarbie jestem najszcześliwszym człowiekiem mając taką żonę i przyjaciół-powiedział Andrzej skradając Wiki całusa.
Usłyszeliśmy głos który, informuje nas o naszym wylocie w podróż poślubną.Wszyscy wsialiśmy już do samolotu i za prośbą stewardesy zapieliśmy pasy.Po wylądowaniu udaliśmy się do naszego hotelu, gdzie  rozpakowaliśmy nasze rzeczy i po krótkim odświeżeniu osobno udaliśmy się na spacer wzdłuż wybrzeża.

**
U Wiktorii i Andrzeja:
-Mój skarbie tak bardzo cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie-mówił Andrzej patrząc mi w oczy.
-Kochanie dobrze wiesz,że ja też i mimo naszych trudnych początków-zaśmialiśmy się- oraz naszego rozstania kocham cię jak nikogo innego w moim życiu. Świadczą o tym nasze obrączki i wspólne życie,które razem dzielimy i dzielić będzięmy.
-Kocham cię mój skarbie i od trzech dni oficjalnie nazywasz się Wiktoria Wrona-powiedział po czym złapał mnie za biodra i namiętnie mnie pocałował.

**
U Karola i Oliwii:
-Oliwia Kłos jako moja żona, jak to ładnie brzmi-szepnął mi Karol do ucha,kiedy staliśmy wtuleni i wpatrywaliśmy się w zachód słońca.
-Kotku, chcę ci powiedzieć, że mając cię przy sobie niczego się nie boję i na pewno niczego mi nie braknie.
-Jesteś dla mnie wszystkim. Kocham cię bezgranicznie i tak naprawdę uświadomiłem to sobie, kiedy straciłaś pamięć wtedy nie liczyło się dla mnie nic oprócz tego,że musisz dla nas wyzdrowieć żebyśmy mogli być tu, gdzie jesteśmy.
Po tych słowach moje oczy się zaszkliły, ja sama poczułam,że Karol złącza nasze usta w pocałunku.

******************************************************
 Bardzo się cieszę,że wytrwaliście ze mną do ostatniego rozdziału. Ten blog był moim pierwszym blogiem i myślę,że tak jak ja mam do niego sentyment tak i wy będziecie go wspominać dobrze. Do tego opowiadania dopiszę jeszcze epilog i zakończę losy dwóch przyjaciółek oraz ich miłości. 

Z myślą o was postanowiła,że zacznę nowy blog,ale całkowicie inny i krótszy od tego. Jutro podam wam dokładny link do niego. Serdecznie zapraszam do jego czytania. Mam nadzieję,że spodoba wam się równie dobrze tak jak ten. Pozdrawiam <3 :*
 

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 61 "Chwilę,które wracają"

**
Jakiś czas później (perspektywa Karola):
Kolejne dni mijały mi praktycznie tak samo. Prawie niczym się od siebie nie różniły. Codziennie odwiedzałem Oliwię w szpitalu. Na nasze szczęście przenieśli ją do szpitala w Bełchatowie i mieliśmy do niej bliżej. Rano wychodziłem i do domu wracałem dopiero wieczorem. Oliwia dalej nic nie pamięta,chociaż są jakieś przebłyski,ale jak to powiedział lekarz: "Stan zdrowia pani Oliwii ani się nie pogarsza,ale też nie polepsza". Tak,więc krążyłem myślami przy tym jednym zdaniu i mogę się przyznać,że czasami,aż za dużo nad tym wszystkim myślałem. Pomagaliśmy jej wszystko przypominać i nawet szło to nam w miarę dobrze. Właśnie jestem w drodze do szpitala. Kupiłem jej bukiet kwiatów i czekoladki. Pytałem czy może jeść...może. Dzisiaj powiedziałem sobie,że ten dzień będzie inny. Miałem przeczucie,że coś w nim stanie się dobrego,że w końcu będzie on pokolorowany innymi kolorami niż tylko biało-czarnymi. Może to tylko głupie złudzenie,a może coś innego? Te myśli towarzyszyły mi w czasie wbiegania na piętro,gdzie leży Oliwia:
-Hej Oliwia-powiedziałem wchodząc do sali.
-Cześć Karol-odpowiedziała po czym przywitałem się z nią całusem w policzek.
-Mam dla ciebie skromny bukiecik twoich ulubionych kwiatków i coś na słodko-mówiłem odkładając drobiazgi na szafkę przy jej łóżku.
-Dziękuję ci bardzo. Powiedz mi Karol nie nudzi ci się to wszystko?-spytała puszczając w moją stronę lekki uśmiech.
-Nie rozumiem...
-No to,że codziennie do mnie przychodzisz,jesteś przy mnie nawet,kiedy śpię i w ogóle tak dużo dla mnie robisz-odpowiedziała.
-Nie,bo wtedy jestem blisko ciebie i teraz tylko to mnie uszczęśliwia-oznajmiłem poprawiając jej poduszkę.
-Ooo dziękuję,teraz dobrze.
-Nie ma za co. Muszę ci powiedzieć,że mam przeczucie,że stanie się dzisiaj coś dobrego.
-A mówicie,że to my kobiety mamy przeczucia,a jednak...-zaśmiała się.
-Ojj daj spokój.Wspomnisz jeszcze moje słowa-odpowiedziałem.
-Możemy?-usłyszałem głos Wiktorii i Andrzeja.
-No pewnie-odpowiedziała Oliwia.
-A ty zawsze musisz być wcześniej od nas-powiedział Andrzej po czym przywitała się kolejno ze mną i Oliwią.
-Taki już jestem-dopowiedziałem mu.
-Jak się czujesz Oli?-spytał Andrzej.
-Dziękuję. Dzisiaj mogę powiedzieć,że nawet bardzo dobrze-powiedziała uśmiechając się do niego, po czym on odwzajemnił ten jej piękny uśmiech.
-Przynieśliśmy ci z Andrzej kilka owoców. Te,które najbardziej lubisz-powiedziała Wiktoria odkładając reklamówkę na szafkę,gdzie ja wcześniej położyłem kwiaty i czekoladki.
-Nie musicie tak się o mnie troszczyć. Jak codziennie będziecie mi coś przynosić to nie będę miała miejsca na tej małej szafce-powiedziała pokazując za mebel.
-Oj daj spokój. Nawet gdyby się tak stało to...możesz podzielić się z sąsiadem obok-mówiłem z uśmiechem na twarzy.
-Z chęcią coś przyjmę-powiedziała pani leżąca obok Oliwii po czym każdy z nas zaczął się śmiać.


**
Późnym wieczorem w szpitalu:
Dzisiaj przedłużyłem swoją wizytę u Oliwii do maksimum. Było już po 23,a ja dalej siedziałem w szpitalu. Dzisiejszy dzień bym bardzo wesoły. Dopiero dzisiaj od kilkunastu dni uśmiechałem się bardzo często i mogłem normalnie porozmawiać z Oliwią. Kolejny raz na jej życzenie opowiadałem jej o nas i ogólnie o wszystkich śmiesznych sytuacjach odkąd się znamy. Już miałem opuszczać szpital,kiedy Oliwia powiedziała:
-Karol poczekaj.
-Tak? Coś się dzieje? Mam iść po lekarza?-spytałem zdenerwowany.
-Nie,nie. Przypomniało mi się-mówiła patrząc w sufit.
-Ale co,co ci się przypomniało?-mówiłem wracając na swoje dawne miejsce.
-Oświadczyłeś mi się w oświetlonym parku w Paryżu. Był tam też pan z bukietem kwiatów i stolik z kolacją i winem,tak?-spytała.
-Tak kochanie,tak-odpowiedziałem uradowany.
-I pierścionek. Taki piękny złoty z brylantem-mówiła patrząc na mnie.
-Oliwia nawet nie wiesz jak się cieszę-mówiłem trzymając jej rękę.
-Ale dalej już nic nie pamiętam. Tylko tyle?-spytała patrząc na mnie.
-Ja wieżę,że z dnia na dzień będziesz przypominać sobie więcej i więcej. Nie martw się kochanie wszystko się już układa. Wszystko będzie dobrze-upewniałem się w tym przekonaniu.
-Tak myślisz?-zapytała uśmiechając się do mnie.
-Jestem tego pewien-powiedziałem po czym pocałowałem ją,a ona odwzajemniła mój pocałunek.
-Karol teraz wiem,że mimo tego wszystkiego co się stało,mimo tego,że mogę nie pamiętać tego co było ty i tak będziesz mnie kochał i nie zostawisz mnie,prawda?-spytała głaszcząc mnie po policzku.
-No jasne. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie-odpowiedziałem.
-W takim razie jeśli nie jesteś na mnie zły,że zerwałam nasze oświadczyny proszę ciebie wróć do mnie-nie wierzyłem w to co słyszę.
-Oliwia dzięki tobie jestem teraz najszczęśliwszym facetem na ziemi. Kocham cię i chce się z tobą ożenić i być już do końca życia szczęśliwym-odpowiedziałem zakładając ponownie na jej serdecznego palca pierścionek zaręczynowy,który przez cały czas nosiłem ze sobą.
-Jakie to romantyczne-powiedziała pani,która leżała obok Oliwii.
-Tak jakoś wyszło-odpowiedziałem po czym ponownie pocałowałem Oliwię.

 **
Niestety musiałem już wracać do domu,ale byłem szczęśliwy wiedząc,że powoli wszystko się układa. Wiedziałem,że od dzisiaj wszystko będzie inaczej,że to dzisiaj jest ten dzień. Wróciłem do domu i pierwsze co zrobiłem to poinformowałem wszystkich o zaistniałej sytuacji. Spełniony mogłem położyć się do łóżka i zasnąć.


****************************************************
Kochani pewnie dziwicie się czemu kolejny rozdział jest znów taki krótki. Już wam mówię. Postanowiłam,że kończę bloga. Mam zamiar napisać jeszcze ze dwa rozdziały i rozstać się z tym opowiadaniem. Mam nadzieję,że wszystkie rozdziały wspominacie dobrze i mnie jako blogerkę również. Pozdrawiam i dziękuję <3 

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 60 "Nawet gdybym miał czekać na ciebie całe życie,będę czekał"

-Jak to, kim jestem? Karol, twój narzeczony-odpowiedziałem po chwili milczenia, a ona podniosła jedną brew do góry.
-Co? Pamiętałabym cię. Wyjdź stąd!-wskazała palcem na drzwi.
-To jakiś żart? Proszę cię kochanie, nie żartuj teraz.
-Ja nie żartuje. Albo teraz wyjdziesz albo zacznę wzywać lekarza-powiedziała, a ja wstałem z krzesła.
-Z chęcią to ja po niego pójdę i wszystko do cholery się wyjaśni-szybkim krokiem wyszedłem z sali i skierowałem się do pokoju lekarza. Wparowałem do środka nawet nie pukając. Nie pytając o zdanie zacząłem mówić:
-Oliwia Nowak obudziła się.
-To powinien się pan cieszyć-wstał z krzesła i powolnym krokiem podszedł do mnie.
-Ale nie pamięta mnie-mówiłem podenerwowany.
-Tego się obawiałem. Nie mówiłem państwu wcześniej, ale byłem tego świadomy, że pani Oliwia może nie pamiętać wydarzeń z przed wypadku-odpowiadał bawiąc się długopisem.
-Dlaczego mi pan tego nie powiedział ?!-spytałem z żałością.
-Nie byliśmy pewni na 100 procent, bo wszystko przebiegało po naszej myśli.
-To czy może pan tam pójść i zobaczyć czy ona naprawdę nic nie pamięta?
-Tak, oczywiście-odpowiedział po czym razem poszliśmy do sali, na której leżała Oliwia. Po wejściu Oliwia dziwnie rozglądała się po pomieszczeniu. Lekarz zadał jej kilka pytań i po ich odpowiedziach sam już sam wiedziałem, że z jej pamięcią nie jest najlepiej. Przed wyjściem lekarz wskazał jeszcze kilka podstawowych badań, a ja z nią zostałem:
-Dlaczego tu ze mną siedzisz?-spytała.
-Bo mam nadzieje, że kiedy będę tu to sobie coś przypomnisz-powiedziałem ocierając twarz ze zmęczenia.
-Wontonie, że to coś da-odparła odwracając głowę w przeciwną stronę.
Przez krótką chwilę żadne z nas nic nie mówiło, ale ja postanowiłem przerwać tą niezręczną ciszę:
-Nie chcesz mówić to ja będę mówił. Mam na imię Karol Kłos i jestem twoim narzeczonym. Wypadek mieliśmy, gdy wracaliśmy z lotniska po podróży w Paryżu. Było to twoi marzeniem, więc na 24 urodziny dałem ci w prezencie bilety na samolot. Oświadczyłem ci się tam po prawie 2 latach znajomości. Może to być dla ciebie mniej ważne, ale jestem siatkarzem reprezentacji i Skry Bełchatów. Mieszkamy razem w Bełchatowie, gdzie wynajmujemy mieszkanie w bloku. Naszymi przyjaciółmi są Wiktoria Kowalska i Andrzej Wrona. Andrzej gra ze mną, a Wiktoria jest twoją przyjaciółką od zawsze. Są ze sobą od jakiegoś roku. Wiki studiuje oraz pracuje w sklepie sportowym. Ty interesujesz się fotografią i jak kiedyś wspominałaś bardzo lubisz wraz z Wiktorią przychodzić na nasze mecze. Twoi rodzice to Kamila i Tomasz, którzy mieszkają w Krynicy, a moi to Halina i Sylwester Kłos mieszkający w Warszawie-ziołem głęboki oddech-To chyba wszystko.
-Naprawdę spełniłeś moje marzenie?-spytała po chwili.
-Zrobię wszystko, żeby cię uszczęśliwić.
-Jaką byliśmy parą?
-Jesteśmy parą na którą mogą się wzorować inne. Tylko raz w naszym związku mieliśmy poważniejszą kłótnię, ale to z mojej winy, bo zachowałem się jak ostatni idiota-poinformowałem ją.
-Dlaczego cały czas mówisz "jesteśmy"?
-A jak mam mówić? "Byliśmy"? Przecież cały czas jesteśmy-oznajmiłem.
-Karol ja nie wiem czy to ma jakiś sens. Nie pamiętam ciebie,naszych wszystkich wspólnych wspomnień. Nie pamiętam nic-odpowiedziała po czym ja wyczułem w jej głosie żal i ściskanie gardła przez napływające łzy.
-I co chcesz temu wszystkiemu powiedzieć proste "koniec"?-sam czułem,że do moich oczu napływają łzy.
-A jak mam być z człowiekiem,którego nie pamiętam. Wiem od ciebie,że byliśmy ze sobą dwa lata,ale co z tego jak ja ich kompletnie nie pamiętam i jeszcze najgorsze jest to,że lekarz powiedział mi,że tak może być przez dłuższy okres.
-Powiedz szczerze. Zamykasz wszystko co było?-spytałem oczekując innej odpowiedzi.
-Nie mówię nie,ale musisz wiedzieć,że nie mówię też tak.
-Może dajmy sobie czas?-zapytałem.
-Wątpię,aby to coś pomogło-odpowiedziała zrezygnowana.
-Wolę już mieć ten czas niż cię stracić-oznajmiłem po chwili namysłu.
-Nic z tego nie będzie-uparcie zostawała przy swoim.
-Proszę kilka dni-nalegałem,bo nie chciałem żeby te dwa lata razem przepadły.
-A co ci dadzą te kilka dni Karol?-spytała.
-Może twoja pamięć wróci i wszystko będzie jak dawniej-odpowiedziałem łapiąc ją za rękę.
-Skoro nalegasz to dam ci te kilka dni,ale Karol nie rób sobie nadziei,dobrze?
-To ja już pójdę i zadzwonię do Wiktorii i Andrzeja, żeby tutaj przyjechali-odpowiedziałem nie do końca na jej pytanie po czym wstałem z krzesła i skierowałem się do wyjścia. 

**
Kilka minut później:
Wyszedłem na korytarz i zadzwoniłem pierwsze do Wiktorii,a następnie do rodziców Oliwii i moich. Wszystkich poinformowałem o tym,że już się obudziła,ale nic nie pamięta. Wiktoria powiedziała,że razem z Andrzejem już do nas jadą. W tym czasie ja sunąłem się po ścianie i usiadłem na podłodzę. Schowałem twarz w dłoniach,a w głowie miałem słowa,które Oliwia powiedziała mi kilka minut temu. Nie wierzyłem,że to co budowaliśmy przez ten czas,możemy stracić w kilka minut. Kochałem ją jak cholera ona mnie z resztą też. Wszystko przez ten wypadek. Gdybym nie zabrał ją do tego Paryża,wszystko było by dobrze. Teraz bylibyśmy szczęśliwi,ale nie,wszystko zepsułem. Nie mogłem spełnić jej innego morzenia? Z tych myśli wyrwali mnie Andrzej z Wiktorią,którzy już zjawili się w szpitalu:
-Karol?-dotknął mnie Andrzej.
-Tak?-uniosłem głowę w stronę Andrzeja.
-Co z Oliwią? Pogorszyło się jej?-spytała Wiktoria siadając obok mnie.
-Nie,nie z nią jak na razie wszystko dobrze,ale ona...ona zerwała oświadczyny,bo mówi,że to i tak nie ma sensu. Ona mnie nie pamięta.Nie pamięta tego wszystkiego co nas łączyło-żaliłem się,opierając głowę o ramię Wiktorii.
-Spokojnie Karol. Ja więżę,że odzyska pamięć i wszystko będzie tak jak dawniej-powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Dzięki,że mnie wspieracie,ale jakoś mi to nie pomaga-odpowiedziałem.
-To ja może do niej pójdę-zaproponowała Wiktoria.
-Jak chcesz-odpowiedziałem bez znaczenia.
-Chodźmy wszyscy-powiedziała wstając z podłogi i podając mi rękę.
-Nie to nie ma sensu-protestowałem.
-Andrzej pomóż mi-powiedziała po czym Andrzej pomógł jej mnie podnieść.
-No dobrze,ale tylko na chwilę-zgodziłem się,ale wiedziałem,że zaraz po tym jak wyjdę od Oliwii wychodzę z szpitala i jadę do pierwszego lepszego klubu upić się i zapomnieć o tym chociaż na krótki okres czasu.
Weszliśmy do niej i wszyscy ustawiliśmy się przy jej łóżku. Wiktoria usiadła na krześle,a my z Andrzejem staliśmy za nią. Oliwia nagle powiedział:
-Wiktoria,pamiętam cię.
-Naprawdę mnie pamiętasz?-spytała łapiąc ją za rękę.
-Tak,naprawdę cię pamiętam-mówiła uśmiechając się do niej.
-A mnie pamiętasz?-spytał Andrzej.
-Nie,ciebie nie pamiętam-odpowiedziała patrząc się na niego.
-Dlaeczego ciebie pamięta,a mnie nie?-spytałem Wiktorię,która odwróciła głowę w naszą stronę.
-Karol nie wiem,ale może trzeba iść po lekarza?-zapytała.
-To ja z Karolem pójdziemy-wyrwał się Andrzej pociągając za sobą mnie.
-Ja naprawdę już nic z tego nie rozumiem-żaliłem się Andrzejowi w drodze do pokoju lekarza.
-Powiem ci szczerze,że ja też,ale bądźmy w dobrej myśli-powiedział.
Weszliśmy do pokoju lekarza po czym powiedziałem mu wszystko. On poszedł do Oliwii,a my znowu musieliśmy czekać na korytarzu.
-Andrzej ja idę się upić i proszę nie zatrzymuj mnie,bo i tak zdania nie zmienię-powiedziałem wstając z krzesła.
-Karol chcesz iść się teraz upić?-spytała Wiktoria.
-Tak,chce się iść teraz upić-odpowiedział.
-Andrzej jedź z nim do Bełchatowa i razem idźcie,ale Andrzej proszę cię rozsądnie,a ja wrócę z rodzicami Oliwii. Nie możesz Karol iść sam. Jeszcze stanie ci się coś gorszego-odpowiedziała Wiktoria patrząc za zegarek.
-Ale Wiki mam cię tu zostawić samą?-zapytała Andrzej.
-Nie będę tu sama. Są tu przecież rodzice Oliwii i sama Oliwia. Pójdę do niej i porozmawiam z nią,może coś się jej przypomni,a ty jedź z Karolem.
-Dobrze,ale wiesz,że jakby coś się działo to dzwoń-mówił Andrzej szukając kluczyków w kieszonce bluzy.
-Co ma się dziać? Bądź spokojny-powiedziała po czym dała mu całusa w policzek i zniknęła w drzwiach od sali,gdzie leży Oliwia.

**
W samochodzie:
Jechaliśmy już jakieś 10 minut. Przez cały ten czas nic nie mówiłem. Wolałem zamknąć się w sobie i w samotności pozadawać sobie pytania. Uciążliwą dla nas ciszę przerwał Andrzej:
-Nie zadręczaj się.
-Proszę?-wyrwał mnie z rozmyśleń.
-Mówię żebyś się nie zadręczał-powtórzył.
-Aż tak to po mnie widać?:-spytałem.
-Tak. Jeszcze nigdy takiego cię nie widziałem,a przecież znamy się bardzo długo.
-Ja też jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji,ale kurde Andrzej ja tak nie wytrzymam-żaliłem się.
-Ale nie wytrzymasz tego,że ona nie chce być z tobą czy tego,że chce,ale wie,że to nie wyjdzie?
-Sam nie wiem. Powiedz mi proszę po co ja ją zabrałem do tego Paryża?
-Chciałeś spełnić jej marzenie. Karol gdybyś wiedział,że to wszystko was spotka to na pewno byś z nią tam nie pojechał,ale nikt tego nie wiedział. Teraz musisz tylko prosić,żeby odzyskała pamięć. Tylko tyle możesz-mówił,gdy dojeżdżaliśmy już pod moje mieszkanie.
-Dlaczego jesteśmy pod moim blokiem,mieliśmy jechać się upić?-spytałem zdziwiony.
-Nigdzie nie idziesz. Odstawiam cię w mieszkaniu i tam z tobą zostanę-odpowiedział.
-Andrzej nie denerwuj mnie. Jak nie chcesz iść ze mną nic nie szkodzi pójdę sam-mówiłem odpinając pasy.
-Ale zwariowałeś? Karol proszę cię,nie wygłupiaj się.
-W takim razie chodź ze mną-powiedziałem stanowczo.
-Dobrze,pójdę-uległ.
Poszliśmy odłożyć moją torbę na górę do mieszkania. Andrzej w drodze namawiam mnie do zostania w domu,ale tym razem mu nie ulegnę. Muszę gdzieś zatopić moje smutki. Zamówiliśmy taksówkę,bo Andrzej potem nie mógł,by prowadzić. Wsiedliśmy do niej i pojechaliśmy do naszego ulubionego klubu. Kiedy byliśmy już na miejscu niczego sobie nie żałowałem:
-To samo poproszę-powiedziałem do barmana.
-Karol daj już spokój. Wystarczy ci już na dzisiaj-powstrzymywał mnie środkowy,ale na nic mu się to zdało.
-Przepraszam można się dosiądź?-spytała nas brunetka o dużych niebieskich oczach.
-A zapamięta mnie później pani?-mamrotałem coś pod nosem,nawet sam dobrze nie wiedziałem co,bo byłem już pijany.
-Nie zrozumiałam co kolega powiedział,więc jak.Mogę?-spytała ponownie.
-Myślę,że to zły pomysł. Proszę się nie obrazić,ale my już będziemy iść. Jesteśmy tu w celu zatopienia smutków,nie dla rozrywki,więc przepraszam,ale nie-powiedział Andrzej płacąc barmanowi za to co praktycznie sam ja wypiłem.
-Andrzej,ale gdzie ty idziesz. Zostańmy jeszcze,ja jeszcze nie chce wracać-mówiłem,kiedy to on złapał mnie pod zdrową rękę i zaczął prowadzić do wyjścia.
-Ooo nie już za dużo na dzisiaj. Patrz co ze sobą zrobiłeś. Powinieneś siedzieć teraz w szpitalu,a nie po klubach chodzić. Wracamy do domu!
Nie miałem siły,żeby mu się sprzeciwić. Był ode mnie w tej chwili silniejszy i trzeźwiejszy.


******************************************************
Witajcie kochani! Tyle się męczyłam ja oraz pewna osoba z tym rozdziałem,więc nie zdziwię się jak nie będzie wam się on podobał. Nie byłam w stanie napisać czegoś lepszego w zasadzie nawet nie wiem dlaczego,ale uznajmy,że następny będzie już ciekawszy. Przy okazji chciałabym wam podziękować za bardzo dobre wyświetlania <3  
PS nie poprawiałam błędów,bo u mnie zbiera się na burzę,a chciałam wam to dodać jeszcze dzisiaj. Pozdrawiam :* 
  
                                  Czytasz=Komentujesz=Motywujesz <3



 

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 59 "W życiu musisz się zmierzyć nawet z tą najgorszą prawdą"

...łzy zaczęły mi napływać do oczu. Na widok pogarszającego się stanu Oliwii z bezradności uderzałam pięściami w szklaną szybę drzwi. Czułam ręce Andrzeja na swoich biodrach, które odciągają mnie od tej czynności:
-Kochanie... to nic nie da-mówił, a ja wyrywałam mu się z objęć.
-To co? Mam patrzeć na to jak cierpi?
-Ale tym na pewno nic nie wskórasz-próbował mnie uspokoić, ale w tym samym momencie wyszedł do nas ordynator Płock. Poinformował nas, że Oliwia przestała samodzielnie oddychać,więc musieli podłączyć ją do respiratora. Załamałam się. Przed nami była jeszcze rozmowa z Karolem,który na pewno nie czeka na taką odpowiedź. Otarłam,więc łzy i razem z Andrzejem poszliśmy do Karola,aby wszystko mu powiedzieć. Wchodząc na oddział zobaczyliśmy,że przy łóżku Karola są już jego rodzice:
-Nareszcie jesteście-wyrwał się Karol na nasz widok.
-Tak jesteśmy-odpowiedziałam posyłając sztuczny uśmiech.
Szybko przywitaliśmy się z rodzicami Kłosa,ponieważ chciał on już wiedzieć co z jego narzeczoną:
-Powiecie mi w końcu co z Oliwią?-mówił podenerwowany.
-Karol tylko się nie denerwuj-zaczął Andrzej.
-Jeśli nie wiem co się z nią dzieję to nie mogę się nie denerwować.
-To może ja będę mówić-oznajmiłam.
-Mów-wyrwał się.
-Oliwia jest w bardzo ciężkim stanie. Ma poważne wstrząśnienie mózgu,ma też obrażenia zewnętrzne. Najgorsze jest to,że jest w śpiączce i nie wiadomo,kiedy się obudzi. Dosłownie kilkanaście minut temu została podłączona do respiratora,gdyż przestała samodzielnie oddychać-mówiłam i czułam,że po policzku spływa mi łza.
-Nie,nie. Ja w to nie wieżę...ja tam muszę iść-odpowiedział.
-Synku nie możesz,przecież wiesz-powiedziała pani Kłos.
-My będziemy tam chodzić i na bieżąco cię informować-powiedział Andrzej.
-W tami razie co do cholery tutaj robicie?-spytał podenerwowany.
-Rozumiemy,że jesteś zdenerwowany,ale nie powinieneś wyjeżdżać na swoich przyjaciół-powiedział ojciec Karola.
-Tato postaw się w mojej sytuacji. Co byś zrobił gdyby mama była na Oliwii miejscu?
-Dobrze, nic się nie stało proszę pana. Rozumiemy Karola i jego sytuacje-powiedziałam-Chodź Andrzej my już pójdziemy.
-Tak,tak. Już idę-oznajmił i poszedł za mną.

**
Perspektywa Karola:
Leżysz tutaj na tym łóżku i masz świadomość tego,że twoja narzeczona walczy o życie. Najchętniej odpiął bym te popieprzone kabelki i pobiegł bym do niej sprawdzić co jej jest. Wszyscy ci mówią,że będzie dobrze,a gówno wiedzą. Co jeśli nie będzie dobrze? Jeśli się nie obudzi? Nigdy sobie tego nie wybaczę. Zabrałem ją do tego Paryża po to,by być z nią szczęśliwym na zawsze,ale mogę to szczęście stracić w jednej chwili. Dlaczego to ona? Nie mogłem być to ja? To ja powinienem tam leżeć,nie ona. W tym momencie marzyłem tylko o tym,aby stąd wyjść razem z nią i wrócić do domu. Właśnie w tej chwili uświadomiłem sobie,że ona jest dla mnie wszystkim co mam i co mogę stracić. 

**
Na szpitalnym korytarzu przed przyjazdem rodziców Oliwii (perspektywa Wiktorii):
 Siedziałam z Andrzejem na krzesłach czekając na rodziców Oliwii,którzy mieli już tutaj dojeżdżać:
-Co ja mam im powiedzieć?-przerwałam tą niezręczną ciszę.
-Prawdę kochanie-powiedział Andrzej.
-Jak mam im powiedzieć,że ich ukochana córka jest w krytycznym stanie,no powiedz mi jak?-w tym samym momencie w drzwiach zauważyliśmy rodziców Oliwii:
-Jesteśmy. Staraliśmy się dotrzeć tu jak najszybciej-powiedział Tomek zaraz po przywitaniu się z nami.
-Oliwia leży na oiomie,a Karol na sali segregacji-potrafiłam powiedzieć tylko to i schować twarz w dłonie.
-Gdzie to jest?-spytała ciocia.
-Koniec korytarza pierwsze drzwi. Jej lekarz prowadzący to Damian Płock. On powie wam wszystko na pewno lepiej niż ja-poinformowałam ich.
-Dobrze,dziękujemy-powiedzieli i skierowali się w stronę prze zemnie wskazaną.
-Muszę iść do łazienki-powiedziałam do Andrzeja.
-Wróć zaraz. Musimy iść do Karola-odpowiedział.
-Dobrze.

**
Kilka minut później w sali Karola (perspektywa Andrzeja):

Siedzieliśmy z Karolem i rozmawialiśmy o zaistniałej sytuacji.
Nagle do pomieszczenia weszli rodzice Oliwii:
-Dobry wieczór państwu-powiedział Karol poprawiając się na łóżku.
-Karolku... Jak się czujesz?-spytała pani Kamila pytając go troskliwie.
-Bywało lepiej pani Kamilo. A wiedzą coś państwo więcej o Oliwii?
-Niestety nie, ale na szczęście oddycha już samodzielnie-powiedział pan Tomek, a po Karolu było widać, że odetchną z ulgą.
-Czyli jej stan się poprawia?-spytała pani Halina.
-I tak i nie-odpowiedziała pani Kamila.


**
Kilka dni później (perspektywa Karola):
Mogłem już wyjść z tego szpitala. Spakowałem się i skierowałem w stronę sali Oliwii. W końcu mogłem ją zobaczyć. Wolnym krokiem wszedłem do pomieszczenia. Usiadłem przy niej na krześle i złapałem ją za rękę. Patrzyłem na nią i mówiłem w myślach: "Proszę. Obudź się". Nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Po chwili zobaczyłem, że jej powieki powoli się otwierają:
-Skarbie. Nareszcie się obudziłaś-w końcu od kilku dni na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Kim jesteś?!-powiedziała wystraszona, wyrywając swoją dłoń z mojej, a ja w tej samej chwili zamarłem.


**************************************************
Witam. Postarałam się żebyście nie musieliście długo czekać na kolejny rozdział :) mam nadzieję,że się wam podobał,komentujcie jeśli tak jest <3 Pozdrawiam :*

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 58 "Zaginione szczęście"

**
U Wiktorii i Andrzeja:
Po pozmywaniu naczyń usiedliśmy z Andrzejem na krzesłach barowych przy blacie. W czasie rozmowy usłyszeliśmy,że mój telefon zaczął dzwonić. Wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę stołu, na którym leżał. Na ekranie ukazał się napis: "ciocia Kamila":
-Halo?
-Wiktoria?-usłyszałam roztrzęsiony głos mamy Oliwii.
-Tak. Coś się stało ciociu? Masz dziwny głos.
-Oliwia i Karol...-mówiła przez łzy-Mieli wypadek,gdy wracali z lotniska-podczas wypowiadania słów cioci zamarłam.
-Ale jak to?!Gdzie oni są,w którym szpitalu?-powiedziałam przerażona po czym zobaczyłam,że Andrzej oderwał się od krzesła i szybko do mnie podszedł.
-W Piotrkowie Trybunalskim. Dokładny adres wyślę ci sms'em. My jesteśmy już w drodze powinniśmy być za jakieś 3 godziny. 
-W takim razie my mamy jakieś 30 minut drogi,więc już wyjeżdżamy i będziemy was na bieżąco informować co z Oliwią i Karolem.
-Dziękuję.
-Ciociu wszystko będzie dobrze,widzimy się na miejscu-odpowiedziałam i po rozłączeniu się, szybko streściłam Andrzejowi co przed chwilą usłyszałam.
Szybko zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę do Piotrkowa Trybunalskiego.

**
Po 30 minutach w szpitalu przy rejestracji:
-Dobry wieczór-powiedziałam zdyszana,gdyż biegliśmy z parkingu do wejścia.
-Dobry wieczór w czym mogę pomóc?
-Przywieźli tu Oliwie Nowak i Karola Kłosa. Mieli wypadek samochodowy,gdy wracali z lotniska w Warszawie. Czy moglibyśmy dostać jakąś informacje na temat ich stanu zdrowia?-zapytał Andrzej.
-Kim państwo są dla ofiar wypadku?-zapytała obojętnie.
-Ja jestem siostrą Oliwii,a to jest kuzyn Karola-skłamałam,by się czegoś dowiedzieć.
-Yhym rozumiem-spojrzała na nas,a następnie zanurzyła wzrok w papierach-Pani Oliwia leży na OIOMIE,a pan Karol na sali segregacji. Więcej szczegółów dowiedzą się państwo od lekarza prowadzącego waszych bliskich.
-Dziękujemy bardzo-odpowiedział Andrzej.
Postanowiliśmy,że pierwsze pójdziemy do Karola leżącego na sali na końcu korytarza.Po chwili czekania wyszedł do nas pan doktor:
-Przepraszam. Jesteśmy rodziną Karola i chcielibyśmy się dowiedzieć czegoś o jego stanie zdrowia-wydusił z siebie Andrzej.
-Miło mi. Jestem Marek Kłodowski lekarz prowadzący Karola. Miał on bardzo dużo szczęścia. Ma jedno obrażenie zewnętrzne mianowicie złamaną prawą rękę. Będziemy robić jeszcze ciąg badań,aby wykluczyć obrażenia wewnętrzne. Proszę być w dobrej myśli.
-A moglibyśmy wejść do Karola?-spytałam.
-Tak,ale proszę nie przemęczać chorego-powiedział po czym znikł za drzwiami swojego gabinetu.
Weszliśmy z Andrzejem do sali i ruszyliśmy w kierunku łóżka Karola:
-Andrzej, Wiktoria-ucieszył się na nasz widok i próbował się podnieść.
-Stary leż-powiedział Andrzej trzymając go lekko za ramię. 
-Jak się czujesz?-spytałam.
-Ręka boli, kilka siniaków,ale myślę,że będzie dobrze. Byliście już u Oliwii,wicie jak się czuje?-spytał opiekuńczo rozglądając się po sali myśląc,że leży na tym samym oddziale.
-Będziemy do niej szli. Leży na oiomie-poinformowała go.
-To proszę was idźcie do niej i dowiedzcie się co z nią,proszę-mówił patrząc na nas.
-Spokojnie,już idziemy. Powiedz tylko czy twoi rodzice wiedzą o tym,że leżysz w szpitalu?-zapytał Andrzej.
-Tak powinni już dojeżdżać-odpowiedział.
-Jak to się w ogóle stało,że tu jesteście?-zapytałam.
-Jechaliśmy i na ciągłym odcinku wjechał w nas tir. Tyle pamiętam-odpowiedział.
-Rozumiem.
-Błagam was idźcie już do Oliwii,mam dziwne przeczucie-mówił kręcąc się na łóżku.
-Dobrze już idziemy-odpowiedziałam.
-Tylko powiedzcie mi jak się już czegoś dowiecie całą prawdę.
-Obiecujemy-oznajmił Andrzej po czym wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się w stronę oddziału,na którym leży Oliwia. Tam na przyjście lekarza musieliśmy czekać dość dłuższą chwilę,ale na szczęście po kilkunastu minutach wyszedł do nas.
-Wy zapewne do Oliwii Nowak?
-Tak,właśnie tak. Jestem jej siostrą-powiedziałam.
-Ordynator tego oddziału Damian Płock. Zajmuje się nią,ponieważ jest to szczególny przypadek.
-To znaczy?-spytał Andrzej.
-To oznacza,że Oliwia jest w ciężkim stanie i tak naprawdę zrobiliśmy już wszystko,teraz trzeba tylko czekać-nie mogłam uwierzyć w to co mówi lekarz.
-Ale jak to?Przecież...nie-mówiłam czując,że po policzku spływa mi łza,którą goni już druga.
-Oliwia ma poważne wstrząśnienie mózgu,ma też obrażenia zewnętrzne,ale najgorsze jest to,że jest teraz w śpiączce.
-Czy ja mogę ją zobaczyć,proszę?-mówiłam przez łzy.
-Niestety obawiam się,że to nie możliwe,bardzo mi przykro-odpowiedział patrząc na nas wrytych w podłogę.
-Bardzo proszę-nalegałam.
-No dobrze,ale tylko pani-powiedział.
-Idź Wiktoria,będę tu czekał-powiedział Andrzej kiedy doktor już poszedł.
-Dziękuję-odpowiedziałam po czym weszłam do środka.
-Tylko nie siedź za długo.Trzeba iść jeszcze do Karola i powiedzieć mu wszystko.Obiecaliśmy.
-Tak,tak. Daj mi chwilę.Chcę ją tylko zobaczyć,tak dawno jej nie widziałam,a teraz muszę patrzeć jak leży na tym łóżku.Nie wieżę-mówiłam tuląc się do niego.
-Cichutko wszystko będzie dobrze. Wyjdzie z tego,jest silna-mówił uspokajając mnie.
-Obyś miał rację-odpowiedziałam ocierając łzy z policzka.
-Na pewno mam,a teraz idź,a ja zadzwonię do trenera i o wszystkim go poinformuję,dobrze?
-Dobrze-powiedziałam i weszłam do sali,gdzie leżała Oliwii.
Była cała w siniakach. Zapamiętałam ją uśmiechniętą i radosną,a teraz widzę jej zamknięte oczy i kilkanaście kabelków podłączonych do niej. Usiadłam na krześle obok jej łóżka i trzymając ją za rękę błagałam żeby się obudziła. Zobaczyłam,że na szafce leży jej pierścionek zaręczynowy. Spojrzałam na nią jeszcze raz,ale nic dalej spała,a ja nawet nie wiedziałam kiedy się obudzi.Wiedziałam,że nie mogę siedzieć przy niej przez cały czas. Wstałam,więc z krzesła i odeszłam od niej. Po wyjściu z sali zobaczyłam przez szklane drzwi,że przy jej łóżku gromadzą się pielęgniarki,a ja nic nie mogłam zrobić.


*****************************************************
Jest kolejny. Mam nadzieję,że się wam podoba. Wstawiam wam obiecane zdjęcia z meczu i spotkania z Karolem i Andrzejem(będą tylko 2 przed ostatnie zdjęcia,bo więcej nie mam na komputerze),może poprawią wam humor po tym smutnym rozdziale :(



 








 





 































































Autograf Rafała   






Autograf Karola
Autograf Lotmana











piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 57 "Miłe odwiedziny"

**
Perspektywa Wiktorii:
Siedziałam dzisiaj sama w domu,ponieważ Andrzej był na treningu,a potem chłopaki wyciągnęli go na piwo. Zapraszali mnie,ale każdy wie,że na tych ich "spotkaniach" nie mówią o niczym innym niż o siatkówce. Rozumiem porozmawiać o tym sporcie przez część czasu spędzonego razem,ale nawijanie przez cały czas może dla osoby,która nie wtrąca się dany temat staje się być nudne. Właśnie z tego powodu siedzę w domu i nudzę się przeglądając Facebooka, Instagrama i tak na zmianę. Około godziny 16 w moim mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Na początku pomyślałam,że to Andrzej urwał się z klubu i postanowił do mnie wrócić,ale moje myśli zaczęły analizować wszystko i idąc otworzyć drzwi wiedziałam,że to na pewno nie Andrzej:
-Co ty tu robisz?-spytałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Też się cieszę,że cię widzę Wiki-powiedział po czym ja przytuliłam Łukasza na powitanie.
-Dlaczego mnie nie uprzedziłeś,że mnie odwiedzisz?-spytałam zamykając za gościem drzwi.
-Chciałem zrobić ci niespodziankę. Udała mi się?-zapytał siadając na krześle barowym w kuchni.
-No tak. Napijesz się czegoś,albo nie wiem może jesteś głodny?
-Nie za jedzenie dziękuję,ale z chęcią napił bym się ciepłej herbaty z cytryną-odpowiedział.
-Już się robi-odpowiedziałam i zaczęłam przygotowywać napój.
Po zalaniu wodą piramidek Lipton do dwóch filiżanek, z szafki wygrzebałam wczoraj kupione ciastka. Łukasz pomógł mi zanieść to do salonu,abyśmy tam mogli wygodnie usiąść na kanapie i wypić herbatę. Rozmawialiśmy na różne tematy począwszy od ostatniego naszego spotkania,aż do teraz. Łukasz opowiedział mi co u niego w pracy po czym ja uczyniłam tak samo:
-A właśnie powiedz mi co z tobą i Andrzejem?-zapytał patrząc na jego zdjęcie na komodzie.
-Nie jesteśmy już razem,nie udało nam się odbudować to co się zepsuło-zażartowałam.
-I trzymasz nadal jego zdjęcie na komodzie?...coś tu kręcisz-oznajmił patrząc się na mnie.
-No tak,trudno mi się z nim rozstać. Takie głupie przywiązanie-odpowiedziałam.
-Yhhym,a teraz mów jak wam się razem żyję?
-Nie umiem kłamać?-spytałam śmiejąc się.
-Nie umiesz-odpowiedział po czym również zaczął się śmiać.
-No to tak mówiąc już prawdę,jest świetnie. Nie chcę zapeszać,ale jest lepiej niż myślałam. Ma do mnie więcej zaufania i z dnia na dzień nasze więzi się zaciskają. Znamy się od niecałego roku,a ja mam wrażenie,że wiem o nim już prawie wszystko-opowiedziałam.
-Mega się cieszę,że wam się udało spróbować jeszcze raz i liczę,że za jakiś czas dostanę zaproszenie na jakiś ślub,co?-powiedział z ironią w głosie.
-Nie no. O ślubie to my jeszcze nie myślimy,ale mogę ci powiedzieć,że Oliwia od wczoraj jest już zaręczona.
-Żartujesz?-spytał po czym kończył pić napój.
-Teraz już nie,mówię serio. Karol oświadczył się jej w Paryżu.
-To oni teraz tam są?-zapytał.
-No tak,pojechali już kilka dni temu-poinformowałam go.
Nasza rozmowa rozwinęła się jeszcze głębiej. Zupełnie straciliśmy poczucie czasu. Z tematu,który nawiązaliśmy wyrwał nas Andrzej,wchodzący do mojego mieszkania:
-Kochanie,wróciłem wcześniej. Nie chciałem żebyś sama siedziała,a poza tym już mi się tam nudziło-mówił wchodząc do salonu.
-Cześć skarbie-wstałam z kanapy i poszłam dać mu całusa na powitanie.
-Ooo to ty nie sama?-powiedział zdziwiony,gdy zobaczył Łukasza siedzącego na mojej kanapie.
-Cześć Andrzej-powiedział blondyn podchodząc do niego.
-Cześć,nie powiem,że mi miło cię widzieć,bo tak nie jest,ale niech ci będzie-powiedział śmiesznym tonem podając mu rękę.
-Daj spokój,przyszedłem z pokojową misją.
-Łukasz odwiedził mnie i tak właśnie siedzimy sobie i pijemy herbatę-powiedziałam do Andrzeja,równocześnie prowadząc wszystkich na kanapę.
-Kotku napijesz się czegoś?-spytałam.
-Nie dziękuję-odpowiedział pokazując, na jego kolana,abym na nich usiadła.
-No to Łukasz co tam u ciebie,opowiadaj?-spytał z grzeczności Andrzej.
-A dziękuję,bardzo dobrze jak dotychczas,a u ciebie?-odwzajemnił pytanie.
-Nie narzekam.
-Ale wy rozmowni- powiedziałam cichutko się śmiejąc.
-No bardzo-powiedzieli równocześnie.
Prawdą jest,że początki są trudne,ale potem już jakoś to szło. Nawiązali wspólny temat i powiem szczerze,że nie spodziewałam się,że będą się aż tak dogadywać. Byłam świadoma,że dla nich nie jest to łatwa,ani przyjemna rozmowa,ale zachowali się naprawdę adekwatnie do swojego wieku. 

**
Po wyjściu Łukasza:
Andrzej pomógł mi posprzątać po herbacie i wspólnej kolacji. Nie mogłam przecież wypuścić Łukasza z głodnym żołądkiem. Zamówiliśmy pizze. Była naprawdę pyszna i ważne,że wszystkim smakowała,a ja nie musiałam stać w kuchni. Lubię gotować,ale dzisiaj nie miałam do tego głowy:
-Dzięki,że się tak zachowałeś-powiedziałam tuląc się do niego kiedy polerował szklanki.
-Nie rozumiem o czym mówisz-powiedział.
-Nie zgrywaj się. Dziękuję-odpowiedziałam i dałam mu w nagrodzie czuły całus w policzek.
-Jeśli to nagroda za to,to poproszę o coś więcej-mówił odkładając szklankę i obracając się w moją stronę.
-A konkretnie?-spytałam ocierając mój nos o jego z trudem,bo przy nim jestem niska.
-A co proponujesz?-zapytał podnosząc mnie,a ja zaplątałam moje nogi o jego biodra.
-Proponuję namiętnego całusa w usta i wrócenie do polerowania-jak powiedziałam tak też zrobiłam.
-I będę się musiał zadowolić tym całusem?-spytał patrząc na mnie tymi swoimi oczami,w których odbijało się światło księżyca.
-Będziesz musiał,a teraz proszę cię odstaw mnie na podłogę i do polerowania-oznajmiłam stanowczym tonem.
-Już się robi szefowo-odpowiedział uśmiechając się do mnie i delikatnie spuszczając mnie z swojego ciała.

 **
U Oliwii i Karola:
Nadszedł już dzień odlotu. Owszem kocham Paryż,ale tęsknie za ciszą w Bełchatowie,no i oczywiście za Wiktorią i Andrzejem,z którymi tak dawno się nie widziałam. Po Karolu również widzę,że chce zobaczyć się z kumplami z drużyny i wrócić do gry. Dla niego przerwa w grze to jak dla mnie dzień stracony w postaci nie zrobienia nawet jednego zdjęcia:
-Cieszysz się,że już wracamy?-zapytałam Karola siedzącego i robiącego coś na telefonie.
-Powiem tak,chciał bym wrócić na jakiś czas do Bełchatowa i ponownie tu wrócić,bo szczerze mówiąc nawet tu nie ma już co robić,a może gdybyśmy ponudzili się w małych Bełchatowie to zatęsknilibyśmy za tym miejscem-odpowiedział odkładając telefon na stolik z kawą.
-Pewnie masz rację,ale ja cieszę się,że mnie tu zabrałeś i oczywiście,że mi się tu oświadczyłeś-powiedziałam całując go w policzek.
-A ja ciesze się,że ci się podobało,a teraz idź się zbieraj,bo za godzinę będziemy musieli wsiadać do taksówki i jechać na lotnisko-oznajmił patrząc na zegarek.
-Spokojnie. Spakowałam się już wczoraj,teraz muszę iść wziąć tylko szybki prysznic i się ubrać,a ty?-zapytałam.
-Ja już spakowany i gotowy do wyjazdu. Chociaż raz bardziej zorganizowany od ciebie-odpowiedział.
-Kiedyś ci się jeszcze uda to powtórzyć,a teraz wybacz zmykam do łazienki-stwierdziłam i zniknęłam za drzwiami.
Po wyjściu z kabiny i wytarciu z siebie wszystkich kropel wody szybkim tempem ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania. Ubrałam na siebie moje ulubione rurki,koszulę, conversy, sweter oraz torbę. Z łazienki wyszłam całkiem inna niż do niej weszłam:
-Już tak szybko?-zapytał zdziwiony Karol zmierzając mnie wzrokiem od stóp do głowy.
-Tak,chciałam cię pozytywnie zaskoczyć,udało mi się?
-Udało-odpowiedział.
-Taksówkę już zamówiłam kilka minut wcześniej,więc możemy już schodzić na dół.

**
W samolocie:
Zajęliśmy nasze miejsca. Teraz czeka nas tylko podróż w samolocie i jesteśmy w Warszawie. Usiadłam obok okna i wsłuchując się w muzykę,która leciała w moim słuchawkach patrzyłam na chmury,które tak ślicznie wyglądały. To zmusiła mnie do kilku zdjęć. Wtuliłam się w Karola i nawet nie wiem kiedy zasnęłam na jego ramieniu.  


******************************************************
Witam! W końcu przychodzę do was z nowym rozdziałem. Przyznam się,że specjalnie zwlekałam z jego dodanie.Chciałam wstawić do niego dodatkowo kilka zdjęć. Nie udało mi się ich jednak wkleić,bo nie mam ich zgranych,ale jak tylko będę je miała to pojawią się. Przeszły tydzień był dla mnie bardzo "bogaty" :) Pewnie słyszeliście o spotkaniu 2 lipca z Karolem i Andrzejem w Krakowie (kto był niech napisze). Muszę przyznać,że było mega. Opłacało się jechać autobusem w jedną stronę 3 godziny. Udało mi się zyskać kilka autografów. Szczęście mnie tego dnia nie opuszczało,gdyż podczas spacerowania po Krakowie spotkałam siatkarzy z USA. Jednym słowem spotkanie NIEZIEMSKIE. Jednak 4 lipca to mój najlepszy dzień z życia spędzony również w Krakowie z moimi bliskimi na meczu w Touran Arena Kraków. Mimo porażki,której w ogóle nie odczułam już planuje jak namówić tatę na kolejny mecz. Udało mi się tam dostać autograf Paula Lotmana <3 Podczas kiedy wracałam już z meczu zorientowałam się,że obok samochodu,w którym jadę jedzie nikt inny niż Rafał Buszek. Reakcji jak go zobaczyliśmy nie będę opisywać :) Postaram się zdobyć dla was te zdjęcia i jeśli będziecie chcieli opublikuje je wam na blogu. Piszcie co o tym myślicie :* Przepraszam,że się tak rozpisałam i pozdrawiam :* :* 

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 56 "Magiczne słowo "tak""

**
Po spędzonej nocy z Andrzejem,obudziłam się,ponieważ czułam chłód na moich stopach. Zorientowałam się,że zabrał mi on moją część pościeli:
-Andrzej możesz oddać mi moją część kołdry,gdyż jest mi zimno-powiedziałam po obudzeniu go.
-Ojj przepraszam zaraz cię ogrzeję-powiedział zaspanym głosem tuląc mnie do siebie i dzieląc się ze mną okryciem.
-Ależ dziękuję ci bardzo,ale i tak za niecałe 30 minut muszę wstawać,bo mam dzisiaj dwa,albo trzy wykłady-odpowiedziałam wtulona w niego.
-Szkoda,że nie możemy sobie razem poleniuchować,ale ja też mam dziś trening,bo już jutro mecz,a właśnie myślę,że będziesz?-spytał.
-Yyy, nie wiem to zależy od tego jak bardzo ci na tym zależy-powiedziałam z sarkazmem w głosie. 
-Bardzo,ale to bardzo,bo będę grał z myślą,że mnie wspierasz-odpowiedział.
-Tylko żebyś za bardzo nie odpływał myślami od meczu,bo jeszcze coś ci się stanie i co wtedy?-zapytałam.
-Spokojnie,spokojnie. Już kolejny raz tak gram-oznajmił dając mi całusa w policzek.
-W takim razie napewno będę i gwarantuję ci,że będziesz mnie słyszał jak ci dopinguję,wam dopinguję-odparłam.
-Dziękuję,a może chcesz kogoś z sobą zabrać tak mam dwie wejściówki,więc jak chcesz?-zaproponował.
-Hhmm, oprócz Oliwii nie mam tutaj nikogo,chyba,że Kaśkę,ale ona nie przepada za siatkówką-mówiłam myśląc kogo ma na myśli.
-A Dawid,mówił mi,że lubi siatkówkę i jest kibicem?
-Przepraszam bardzo,kto?-nie mogłam uwierzyć,że mój Andrzej pogodził się z Dawidem.Owszem myślałam,że coś tam sobie powiedzieli miłego,ale żeby od razu się godzić,tego się nie spodziewałam.
-No Dawid,twój kolega z pracy-potwierdził to co przed chwilą powiedział.
-No wiesz zapytam go,ale nie jestem pewna czy się zgodzi,bo poznał dziewczynę i ma co do niej duże plany,więc nie wiem czy zgodzi się ze mną pójść-oznajmiłam patrząc na zegarek.
-Aha w takim razie możesz zawsze pójść sama chyba,że namówisz go i pójdziecie razem-odpowiedział.
-Dam ci znać dzisiaj po południu,a swoją drogą ciekawe co tam u przyszłych zaręczonych?
-Nie wiem,nie kontaktowałem się z Karolem i on do mnie też się nie odzywał-powiedział.
-Zadzwonię do Oliwii później to zapytam jak tam u nich-stwierdziłam wstając z łóżka.
-Już minęło te 30 minut?-zapytał zaprząc na zegarek w telefonie.
-No tak i to już całe 5 minut temu-odpowiedziałam.
-Przy tobie tak szybko płynie mi czas,że nigdy nie wiem kiedy on mija-powiedział wstając za mną i ścieląc łóżko.
-Miło mi to słyszeć,a teraz pozwól,że pójdę do łazienki ogarnąć się.
-W takim razie ja zrobię coś do jedzenie i zaparzę kawę,a ty idź i  się szykuj-powiedział zamykając drzwi do mojej sypiali.
-Ooo dziękuję ci skarbie-powiedziałam i dając mu całusa w jego delikatne usta poszłam do łazienki nucąc piosenkę.
Po skończonej toalecie zwolniłam łazienkę Andrzejowi,który w samą porę zrobił pyszne kanapki i nalał do kubków kawę. Jedyny minusem kanapek były pomidory,które były pokrojone tak,że mogłam się udławić,ale były smaczne.

**
U Oliwii i Karola (perspektywa Oliwii):
Po skończonym śniadaniu na balkonie paryskiego hotelu, poszłam przebrać się z pidżamy w kolejny strój w,którym będzie mi wygodnie zwiedzać to piękne miasto. Z racji,iż dzisiaj zwiedzamy Więżę Eiffla postanowiłam wziąć ze sobą aparat,który pozwoli mi na upamiętnienie naszych wspólnych chwil.Nie zwlekałam z przygotowaniami długo,gdyż nie mogłam się już doczekać zobaczenia zabytku Paryża.

**
Po zwiedzeniu (perspektywa Karola):
Wróciliśmy właśnie do hotelu po wyczerpującym dniu. Oliwii nie chciało się już iść na wieczorny spacer,ale przecież to właśnie dzisiaj mam zrobić ten jakże ważny krok. W środku strasznie się denerwuję,ale nie daje po sobie poznać,bo Oliwia od razu zorientowałaby się,że coś jest nie tak:
-Oliwia no prosze, nie daj się prosić-mówiłem patrząc jak siedzi zmęczona na fotelu.
-Ale Karol, mi się już po prostu nie chcę. Pójdziemy jutro-zaproponowała.
-Problem w tym,że mi nie będzie się chciało jutro,ja wolę dzisiaj. Wstawaj idziemy-odpowiedziałem.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale,idziesz do łazienki robisz szybki prysznic i ruszamy.
-Proszę...
-Ja ciebie też. No już wstawaj-mówiłem pomagając jej.
-Ale ty jesteś uparty-mówiła idąc wolnym krokiem w stronę łazienki.
-Może trochę-odpowiedziałam po czym Oliwia zniknęła za drzwiami.
Podczas kiedy Oliwia szykowała się w łazience ja dopiąłem wszystko na ostatni guzik. Pozostało mi tylko czekać z pierścionkiem w kieszeni,aż miłość mojego życia będzie już gotowa do wyjścia:
-Możemy iść-powiedziała.
-Tak,tak możemy-mówiłem gasząc światła i sprawdzając po raz kolejny kieszonkę, w której był pierścionek.
-Wszystko ok, jesteś taki podenerwowany?-spytała.
-Ja? Nie,wydaje ci się-odpowiedziałem łapiąc ją za rękę i prowadząc do windy.

**
W drodze na miejsce,gdzie ciągnął mnie Karol:
Podczas naszego spaceru Karol zachowywał się inaczej niż zwykle. Zawsze żartuję sobie z wszystkiego,a teraz oaza spokoju i opanowania. Dziwiło mnie to,ale przez myśl mi nie przeszło,że denerwuję się z tego powodu. Kiedy doszliśmy na miejsce zobaczyłam oświetlone część parku oraz pana z wielkim bukietem moich ulubionych kwiatów. Był tam także stół z kolacją przy świecach i nawet winem:
 -Karol co tu jest grane?-zapytałam zaskoczona.
-Zaraz się wszystko wyjaśni. Chodź ze mną-powiedział prowadząc mnie do stolika i odsuwając mi krzesło,abym usiadła.
-A teraz zawiążę ci oczy i proszę cię nie ściągaj tej opaski,chyba,że ja ci pozwolę,dobrze?-zapytał.
-No dobrze,dobrze.
Po chwili usłyszałam "możesz już zdjąć" i nie zwlekając ani chwili dłużej zrobiłam tak jak powiedział Karol:
-Oliwio może to nie jest restauracja,a ja nie jestem jakoś szczególnie ubrany,ale właśnie w tym momencie klęcząc przed tobą proszę cię o twoją rękę-zamurowało mnie.
-Yyy-nie wiedziałam co powiedzieć.
-Wiem,że cię zaskoczyłem,ale proszę powiedz coś,bo denerwuję się tak bardzo,że zaraz stracę równowagę-powiedział.
-Karol-wstałam z krzesła-TAK! Oczywiście,że za ciebie wyjdę-odpowiedziałam rzucając się mu w ramiona i następnie całując go namiętnie w usta.
-O kurcze,nie wieżę,tak bardzo cię kocham,tak bardzo.
-Ja ciebie też-mówiłam w czasie,kiedy Karol zakładał mi na serdeczny palec przepiękny złoty zaręczynowy pierścionek.
-Podoba ci się?-spytał oczekując na odpowiedź.
-Jest idealny. Właśnie taki sobie wyobrażałam. Skąd wiedziałeś,że taki ma być?
-Nie wiedziałem,po prostu spodobał mi się jako pierwszy,więc go wybrałem.
-Kocham cię za to i za wszystko-powiedziałam przytulając go jeszcze raz.
Ponownie zasiedliśmy do stołu i w romantycznej scenerii zjedliśmy kolację. Wróciliśmy do hotelu,a ja przez całą drogę myślałam już nad naszym ślubem,bo przecież zaręczyny otwierają do niego drogę. 


*******************************************************
O kurcze. Jeżeli jest ktoś jeszcze na tym blogu to bardzo się cieszę. Jeszcze nigdy tak długo niczego nie dodawałam. Generalnie powodem tego jest zbliżające się zakończenie roku. Na pewno każdy z was (jeżeli ktoś tu jeszcze jest) poprawiał coś 
i podciągał te oceny,aby były one jak najlepsze. Nie zanudzając, orły Antigi po 8 meczach odnieśli 6 zwycięstw i 2 porażki z USA.
Nie wiem czy wspominałam o tym na blogu,że 4 lipca (jeżeli ty też będziesz napisz mi w komentarzu czy także w ten dzień będziesz kibicować w Krakowie) wybieram się na mecz właśnie z USA i obiecuję,że dam z siebie wszystko,aby pomóc naszym Mistrzom Świata wygrać. Kończąc proszę o motywację,bo już za 5 dni wakacje i mam nadzieję,że będzie to czas,w którym będę pisać i dodawać posty z zdecydowanie mniejszą odległością czasu. Standardowo proszę o komentarz. Pozdrawiam <3

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 55 "Nawet wróg,może stać się kumplem"

**
W pracy (perspektywa Wiktorii):
Po dotarciu na miejsce zorientowałam się,że jestem pierwsza od Dawida,z którym mam dzisiaj zmianę, zresztą jak zawsze:
-Nie wierzę!-krzyknął Dawid wchodząc do sklepu i widząc,że to ja przyszłam wcześniej od niego.
-No też się cieszę,że cię widzę-odpowiedziałam po czym dałam mu całusa na przywitanie.
-Ty wcześniej ode mnie, co się stało, przecież ty zawsze,albo się spóźniasz,albo przychodzisz kilka minut przed czasem?-mówił odkładając rzeczy.
-A tobie to co tak humor dopisuję,wyczuwam coś?-spytałam.
-No dobra powiem ci,bo i tak to ze mnie wyciągniesz,a tak poza tym nie wiem czy wiesz,ale jesteś moją przyjaciółką,bo nie mam innej takiej-odpowiedział.
-Miło słyszeć,a teraz mów o co chodzi,bo się niecierpliwię.
-Poznałem kogoś-odpowiedział z bananem na twarzy.
-Co ty mówisz, kogo ?-zapytałam.
-Super dziewczyna. Ładna,widać,że ambitna,ale najważniejsze,że w środku nie jest pusta,bo rozmawiałem z nią może godzinę,a już wiem,że to ta na którą czekam-mówił patrząc na mnie.
-Cieszę się,bardzo-powiedziałam i przytuliłam go.
-Też tak miałaś z Andrzejem?-zapytał.
-Tsaa,można powiedzieć,że ja na początku mojej znajomości z Andrzejem pragnęłam tylko tego żeby go nie widzieć,ale teraz nie ma minuty żebym o nim nie myślała.
-Nie wyglądaliście na wrogów wręcz przeciwnie-oznajmił opierając się o ladę.
-Dobrze,że nie ma jeszcze takiego tłumu-mówiłam,bo nie chciałam rozmawiać o tym jak to było kiedyś.
-Dlaczego zmieniasz temat?-spytał.
-Sama nie wiem, może nie chce cię tym zanudzać.
-W takim razie ja ci coś powiem-powiedział dziwnie się na mnie patrząc.
-Zamieniam się w słuch-oznajmiłam poprawiając włosy,bo wnioskując ze wzroku Daw.da myślałam,że coś z nimi nie tak.
-W  końcu ci to powiem,bo nie lubię cię okłamywać-powiedział mieszając się w wyrazach
-Dawid?
-Off...jak pierwszy raz cię zobaczyłem może się domyśliłaś,ale zakochałem się w tobie i to bardzo. Ukrywałem to,bo nie chciałem niszczyć ci życia. Jednak gdzieś w głowie mówiłem sobie "no powiedz jej to co ci szkodzi" lecz po wróceniu i ocknięciu się od tych nierealnych myśli ponownie zamykałem ten temat w sobie odi-odpowiedział i teraz była moja kolej na odpowiedź, ale miałam pojęcia co mam mu odpowiedzieć.
-Dawid trochę mnie zatkało teraz,ale tak właśnie myślałam,że coś do mnie czujesz. Teraz mogę ci powiedzieć,że nigdy się nie dowiesz co,by było gdybym nie poznała Andrzeja lecz znałabym tylko ciebie jako mężczyznę. Musisz wiedzieć,że jesteś super facetem,uczciwym,z poczuciem humoru,ambitnym i tak dalej,ale nic z nas nie będzie,bo ja ciebie traktuje tylko i wyłącznie jak dobrego przyjaciela i kocham Andrzeja to on skradł moje serce-odpowiedziałam uśmiechając się do niego.
-Niestety,ale wiem. Myślę,że moje serce pozwoli mi na zapomnieniu o tobie i będę mógł zakochać się w innej dziewczynie-odparł odwzajemniając uśmiech.
-Masz idealną sytuację do spróbowania i przekonania się czy ci się uda,a tak w ogóle to jak ona ma na imię?-spytałam.
-Klara.
-Ooo Dawid i Klara,pasuję-odpowiedziałam po czym zajęłam się klientem,który odwiedził nasz sklep.

**
U Oliwii i Karola:
-Kochanie jak ci się tutaj podoba?-spytała Karol w czasie kiedy chodziliśmy po galerii w poszukiwaniu jakichś pamiątek dla Andrzeja i Wiktorii.
-Jest tu tak przepięknie,że nie ma słów żeby idealnie opisać miejsca tutaj-odpowiedziałam-A co teraz będziemy robić?-spytałam.
(Strój Oliwii po Paryżu)
-Teraz zabieram cię do Disneylandu,bo zawsze chcieliśmy zobaczyć jak tam jest. Wiem,że to takie trochę marzenie dziecka,ale my jesteśmy dziećmi-odpowiedział łapiąc mnie za rękę.
-Dziękuję-oznajmiłam i skradłam mu całusa w policzek.
-A później możemy iść do jednej z najstarszych kawiarni na świecie-zaproponował.
-Tak,tak czytałam o niej i tak strasznie mi się spodobała na zdjęciu,ale nie sądziłam,że będę mogła w niej kiedyś być-mówiłam patrząc na wystawy sklepów.
-A widzisz ja spełniam twoje marzenia,bo ty spełniłaś moje jedno bardzo ważne-oznajmił.
-Jakie?-zapytałam nie oczekując na tak słodką odpowiedź.
-Mam najlepszą,najpiękniejszą,najmądrzejszą dziewczynę na świecie,którą już nigdy nie wypuszczę z moich ramion-mówił tuląc mnie.
-Wzruszyłam się-mówiłam czując jego ciepło,gdy mnie przytulał.
-Tak,tak ja też ciebie kocham-uprzedził mnie.
-Tak właśnie,a teraz chodźmy już,bo nie mogę się już doczekać-odpowiedziałam ponownie łapiąc jego dłoń i pozwoliłam,aby prowadził nas w miejsce,które mieliśmy kolejno zwiedzić.
Po 2 godzinnej zabawie w  Disneylandzie udaliśmy się do kawiarni,gdzie Karol obiecał mi,że pójdziemy. Było tam cudownie. Ten klimat i atmosfera. Widziałam ją już na zdjęciach,ale zrobiła na mnie piorunujące wrażenie,gdyż w ogóle nie chciałam z niej wychodzić,ale dostałam zaproszenie od Karol na odwiedzenie jeszcze Muzeum Figur woskowych Gevina. Tam również bawiłam się świetnie. Mogłam zobaczyć różne postacie z filmów tylko,że z wosku,ale wyglądały tak realistycznie,że w niektórych przypadkach nie widziałam różnicy między figurą z wosku,a prawdziwym człowiekiem. Po wyjściu z muzeum Karol zaprosił mnie na spacer po Paryżu nocą. Było tak romantycznie jak nigdy dotąd. Powiedzmy sobie szczerze,że między Bełchatowem,a Paryżem jest różnica i to dość wielka,bez urazy dla Bełchatowa,za którym oczywiście tęsknię:
-A kiedy pójdziemy pod Wieże Aifla?-zapytałam,gdyż strasznie chce już ją zobaczyć.
-Już jutro. Na dzisiaj miałem bilety do Disneylandu i Muzeum,więc nie chciałem żeby się zmarnowały,ale już jutro zobaczymy największy z zabytków Paryża-odpowiedział.
-Nawet nie wiesz jak ja cię kocham, tym wszystkim utwierdzasz mnie,że to ty jesteś moim wybrankiem i nie ważne czy tego chcesz czy nie kocham cię jak nikogo innego,ale mam nadzieję,że ty mnie również-mówiłam igrając z nim.
-Oliwia, tak publicznie?-spytał równocześnie śmiejąc się.
-Masz rację wracajmy już do hotelu,jestem zmęczona i chce ci podziękować za dzisiaj-odpowiedziałam całując go namiętnie.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem,wracamy-odpowiedział,gdy skończyliśmy swój pocałunek w bardzo romantycznej scenerii.
-Nigdy nie zapomnę tego wszystkiego.
-Nie zapomnisz,bo ja na to ci nie pozwolę-odpowiedział obejmując mnie swoją długą ręką.

**
U Wiktorii kiedy przyszedł po nią do pracy Andrzej:
-Cześć-powiedział Andrzej wchodząc do sklepu,ale za ladą zastał tylko Dawida,ponieważ ja sprawdzałam czy nowy towar się zgadza.
-No cześć,Wiktoria jest na zapleczu,zawołać ją?-spytał Dawid po przywitaniu się z nim.
-Nie,nie poczekam spokojnie i rozglądnę się za jakimiś butami,bo od dawna miałem taki zamiar,ale jakoś nigdy nie miałem na to czasu-odpowiedział pokazując na przedział z butami.
-To może ja coś doradzę,powiem czy coś w tym stylu?-zapytał.
-Czemu nie-odpowiedział Andrzej.
-Bardzo dobry mecz ostatnio zagraliście-mówił Dawid w poszukiwaniu czegoś co zadowoli Andrzeja.
-A dziękujemy,nie było łatwo,bo przeciwnik bardzo trudny,ale w drużynie siła-oznajmił Wronka uśmiechając się.
-I to właśnie w siatkówce lubię, nie jednostkę lecz drużynę-odpowiedział.
-Kibic?-zapytał Andrzej patrząc na inne akcesoria.
-Nie zawzięty,ale tak,kibic.
-Fajnie pogadać czasami z osobą nie z drużyny,a taką,która zna się na rzeczy.
-Nie sądziłem,że kiedyś usłyszę od ciebie takie słowa-odpowiedział Dawid pokazując buty,które udało mu się znaleźć o odpowiednim numerze dla Andrzeja i  w jego guście.
-A ja nie sądziłem,że powiem coś takiego w stronę twojej osoby,ale myliłem się co do ciebie i można powiedzieć,że cię polubiłem-powiedział Andrzej mierząc buty.  
-Co ja widzę i słyszę?-spytałam podchodząc do nich i witając się z Andrzejem.
-Cześć skarbie-powiedział dając mi całusa.
-Cześć-odpowiedziałam.
-Tak sobie tu rozmawiamy i szukamy butów-odpowiedział Dawid uśmiechając się.
-No właśnie widzę i to mnie dziwi-oznajmiłam.
-Ojj daj spokój my zawsze z Dawidem się lubiliśmy,ale jakoś nie było okazji do rozmowy-powiedział Andrzej śmiejąc się w stronę Dawida.
-Ależ oczywiście,nie można powiedzieć inaczej-odpowiedział Dawid.
-To ja wezmę te buty-odpowiedział Andrzej zmieniając temat.
-W takim razie ja zapakuję-odpowiedział Dawid o zniknął za zapleczem.
-Dziękuję-powiedziałam do Andrzeja.
-Nie rozumiem,za co?-spytał zdziwiony.
-No jak to za co, ufasz mi i w ogóle jesteś dla niego taki miły jakby cię coś odmieniło-powiedziałam.
-Znaleźliśmy wspólny temat i faktycznie obiecałem sobie,że zacznę ci ufać tak na serio,bo na zaufaniu buduję się najtrwalsze związki-odpowiedział po czym założył buty i skierował się w stronę lady,aby zapłacić.
-To ja pójdę po rzeczy i zaraz jestem.

**
Przed moimi drzwiami:
-Wejdziesz?-spytałam.
-A mogę?
-Jutro mam późno zajęcia,a tak dawno u mnie nie byłeś-mówiłam otwierając drzwi.
-A może chodźmy gdzieś na kolację,bo i tak musiałabyś coś gotować,bo umieram z głodu,a po kolacji pójdziemy do ciebie?-zaproponował. 
(Strój Wiktorii)
-W sumie masz rację. Powiedz mi tylko czy masz na myśli restaurację z winem i tymi wszystkimi bajerami czy może coś zwykłego i prostego?-zapytałam.
-Opcja dwa. Daję ci 40 minut i jestem u ciebie-odpowiedział po czym sam otworzył swoje drzwi.
-W takim razie do zobaczenia-odparłam i zniknęłam za drzwiami.Po zamknięciu za sobą drzwi skierowałam się w stronę łazienki. 
Szybki prysznic,a zaraz po nim włosy i makijaż następnie strój i perfumy. Gotowa poszłam po Andrzeja z,którym spotkałam się na korytarzu:
-Pięknie wyglądasz-powiedział.
-Dziękuję,ty również.
Odpowiedziałam po czym poszliśmy do samochodu Andrzeja,którym w 10 minut dotarliśmy do restauracji w,której często bywamy.W czasie kiedy czekaliśmy na zamówienie rozmawialiśmy o Oliwii i Karolu,a dokładnie mówiąc o ich zaręczynach:
-A ty kiedy zrobisz ten krok?-zapytałam.
-Teraz to mnie zatkałaś, nie wiem kiedy,ale mam nadzieję,że wkrótce-odpowiedział-Wiki co ty robisz,daj spokój-mówił uśmiechając się do mnie,gdyż ja stopami podnosiłam mu spodnie.
-Ale o co ci chodzi?
-Ty już dobrze wiesz-mówił śmiejąc się do mnie-Dobrze,że obrusy są długie.
-Przecież gdyby były krótkie to bym tego nie robiła,znasz mnie-oznajmiłam puszczając mu oczko.
-Jesteś pozytywnie świrnięta,w domu pokażę ci na co mnie stać-odpowiedział.
-Już się boję-po tych słowach kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie,które zjedliśmy ze smakiem i zaraz po jego spożyciu wróciliśmy do mnie. 


*******************************************************
Dawno niczego nie pisałam,ale to tylko dlatego,że parkuję mi czas na odpoczynek pomiędzy szkołą,a domem,a co dopiero z napisanie ciekawego i długiego rozdziału,więc jeśli chcesz mnie zmotywować to napisz coś ciekawego w komentarzach,a jeśli ty też prowadzisz bloga to może masz jakieś ciekawe porady co robić z brakiem czasu,jak go dzielić <3 (przepraszam za błędy,ale rozdział był pisany na tablecie,którego nie lubię,ale musiałam go użyć żeby coś napisać,a nie mam szans na poprawienie ich,więc musicie mi wybaczyć) :D