Bohaterowie

poniedziałek, 27 lipca 2015

Epilog

**
Rok później (perspektywa Wiktorii):
W tym roku wydarzyło się bardzo,ale to bardzo dużo. Właśnie szykujemy się z moim mężem na chrzciny syna Oliwii i Karola. Ja jako matka chrzestna,a Andrzej jako ojciec chrzestny. Wszyscy byliśmy szczęśliwi,że to wszystko tak się skończyło:
-Nie mogę dopiąć się w tą sukienkę-mówiłam denerwując się przed lustrem.
-Tylko się nie denerwuj,przecież dobrze wiesz,że nie możesz. Daj ja ci pomogę-powiedział po czym mi pomógł.
-Jeszcze 2 tygodnie i będę mogła się denerwować-odpowiedziałam głaszcząc się po brzuchu.
-A mi się tam podoba jak wyglądasz-odpowiedział uśmiechając się do mnie.
-No ja myślę-odpowiedziałam całując go w policzek.
-Wiesz,że was kocham. Ciebie i tego małego-powiedział Andrzej pokazując na mój brzuch.
-Wiem,wiem.
Byliśmy już gotowi do wyjścia. Po ślubie zamieszkałam z Andrzejem,więc daleko nie musiałam się przeprowadzać. Musieliśmy się trochę pospieszyć,bo byliśmy o pięć minut spóźnieni. Powinniśmy być pod kościołem o 11:30,a jest już 11:35,a my dopiero w drodze. Fajnymi jesteśmy rodzicami chrzestnymi,prawda? Na szczęście dotarliśmy w miarę szybko i nawet obeszło się bez kłótni,dlaczego się spóźniliśmy.
Po kościele Oliwia zaprosiła wszystkich najbliższych do siebie do domu na uroczysty obiad. Atmosfera u Oliwii i Karola w domu była bardzo miła. Mały Kacperek po całym dniu był już strasznie zmęczony,więc mamusia musiała położyć go już spać. Kiedy wszyscy goście już wyszli i zostaliśmy u Kłosów w domu tylko my w 5,posiedzieliśmy jeszcze z godzinę i sami udaliśmy się już do swojego mieszkania.

 
******************************************************
Kończę tego bloga mało podobającym mi się epilogiem,ale nie mam już siły żeby go poprawiać,wybaczcie. Dziękuję wam bardzo serdecznie za to,że to opowiadanie czytaliście. Czasami było ciężko,ale jakoś dałam radę. Trudno mi się będzie rozstać z tymi bohaterami,ale nic przecież nie trwa wiecznie <3

Tak jak wczoraj wspominałam,że zakładam nowego bloga tak to dzisiaj potwierdzam. Pod spodem podam wam linka do opowiadania i mam nadzieję,że będziecie go czytać :* Liczę na was <3 <3 <3 Pozdrawiam i za wszystko dziękuję.

http://siatkowkamoimzyciemiszczesciem.blogspot.com/ wpadajcie,zapraszam <3

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 62 "Złote obrączki"

**
Kilka miesięcy później (perspektywa Wiki):
 Ostatnie miesiące były dla nas wszystkich trudne. Na szczęście w końcu jest dobrze. Po wyjściu Oliwii z szpitala Andrzej mi się oświadczył. Nie były to jakieś specjalne oświadczyny. Po prostu kolacja w restauracji przy świecach i winie. Był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Wracając do teraźniejszości to właśnie teraz szykujemy się z Andrzejem do wyjścia. Idziemy do Oliwii i Karola,ponieważ mamy dopiąć "nasze śluby" na ostatni guzik. Tak, postanowiliśmy,że wszyscy razem będziemy mieć razem ślub:
-Wiktoria ile można na ciebie czekać?-mówił znudzony Andrzej.
-No już idę. Nie moja wina,że moje włosy dzisiaj nie są mi posłuszne-odpowiedziałam.
-Przecież wyglądasz ślicznie,zresztą tak jak zawsze-słodził mi.
-Dziękuję kochanie,ale ja i tak wiem,że jest źle -odpowiedziałam, ale zostawiła je już w świętym spokoju i skierowałam się w stronę Andrzeja,który siedział na szfce przy wyjściu.
-Wyglądasz zjawiskowo.
-Już się nie podlizuj. Możemy wychodzić-powiedziałam łapiąc z komody klucze.
-Wcale się nie podlizuję-oznajmił.
-Yhymm-popatrzyłam na niego z lekko przechyloną głową.
Z uśmiechem na twarzy opuściliśmy moje mieszkanie i ruszyliśmy w stronę windy. W kilka minut po wyjściu z windy byliśmy już przy samochodzie Andrzeja,którym mieliśmy dostać się do przyszłych państwa Kłos. Wrona wprawił w ruch silnik jego samochodu i ruszyliśmy w krótką drogę. 

**
Na miejscu (perspektywa Oliwii):
Razem z Karolem czekaliśmy,aż nasi goście zapukają do naszych drzwi. Mieliśmy dzisiaj w planach zjeść dzisiaj razem kolację i dokończyć przygotowania do ślubów. W czasie rozmowy z Karolem usłyszeliśmy,że Wiktoria z Andrzejem już są. Poszłam i otworzyłam im drzwi:
-No nareszcie jesteście-powiedziałam po czym przywitałam się z nimi i zamknęłam drzwi.
-Przepraszamy,ale Wiktorii ubzdurało się,że jej włosy cały czas źle wyglądają i nie wyszliśmy z domu dopóki ich nie ułoży-wytłumaczył ich Andrzej.
-Wcale,że sobie nie ubzdurałam. One naprawdę nie chciały mnie dzisiaj słuchać-usprawiedliwiła się.
-Ważne,że już jesteście-wtrącił się Karol następnie witając się z nimi.
Przy siadaniu do posiłku towarzyszyła nam rozmowa na wcześniej przytoczony temat. Słuchając muzyki delektowaliśmy się daniem,które przygotowałam. Po skończonej kolacji Wiktoria pomogła mi posprzątać wszystkie naczynia, a chłopaki czekali na nas w salonie oglądając telewizje:
-Chłopaki moglibyście zacząć przeglądać już katalogi, a nie oglądać jakieś durne programy-powiedziała Oliwia,szykując nam coś do picia.
-Kochanie dobrze wiesz,że my już wybraliśmy-powiedział Karol.
-Tak, a co?-zapytała Wiktoria.
-Hmm... niech będzie to co jest na pierwszej stronie-zaśmiał się Andrzej.
-Czyli wszystko na naszej głowie-powiedziałam po czym Wiki pokiwała głową uśmiechając się.
Dosiadłyśmy się do nich i biorąc katalogi do rąk zaczęliśmy przeglądać dekoracje do domu weselnego i kościoła. Po trudach wyboru zdecydowaliśmy się na proste kwiaty i dodatki do kościoła oraz skromne dekoracje wnętrza domu weselnego. Została nam tylko kwestia kateringu i transportu do kościoła i lokalu. Nasi przyszli w końcu się do czegoś przydali i powiedzieli,że zorganizują nam pojazd. Paulina jako moja świadkowa zaoferowała pomoc w wyborze jedzenia na uroczystość.  
Na nasze szczęście strojami do ślubu zajęliśmy się trochę wcześniej i wszytko już było gotowe. Siostra Wiki wraz z Pauliną i  naszymi wspólnymi przyjaciółkami zorganizowały nam wieczór panieński. Chłopki też nie mieli z tym tematem problemu Włodi i ich "ziomki z drużyny" zajęli się ich imprezą.

**
Dwa tygodnie później. Dzień ślubu:
W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany dzień dla nas wszystkich. Byłyśmy już gotowe czekałyśmy już na wejście do kościoła. Nasi ojcowie wprowadzili nas pod ołtarz, gdzie czekali na nas nasi przyszli mężowie. Po wypowiedzeniu przysięgi małżeńskiej udaliśmy się do lokalu. Czekali już tam na nas wszyscy goście,którzy powitali nas okrzykami radości. Po zakończonym obiedzie zostawiliśmy naszych najbliższych, a sami udaliśmy się na sesje zdjęciową w plenerze. Według fotografa zdjęcia wyszły bardzo ładnie i my nie sprzeciwialiśmy mu się. Ponownie wróciliśmy do domu weselnego i kontynuowaliśmy naszą uroczystość. Wesele mieliśmy wspólne, ale każdy z nas przeżywał ten wyjątkowy dzień inaczej. Bawiliśmy się do białego rana, a następnego dnia czekała na nas podróż poślubna na Malediwy,gdzie postanowiliśmy lecieć razem.

**
Dzień po ślubie (perspektywa Oliwii)
Czekaliśmy na nasz samolot na lotnisku w Warszawie:
-Kochani strasznie się cieszę,że jesteście tu ze mną-powiedziała Wiki wtulając się w swojego męża.
-Tak skarbie jestem najszcześliwszym człowiekiem mając taką żonę i przyjaciół-powiedział Andrzej skradając Wiki całusa.
Usłyszeliśmy głos który, informuje nas o naszym wylocie w podróż poślubną.Wszyscy wsialiśmy już do samolotu i za prośbą stewardesy zapieliśmy pasy.Po wylądowaniu udaliśmy się do naszego hotelu, gdzie  rozpakowaliśmy nasze rzeczy i po krótkim odświeżeniu osobno udaliśmy się na spacer wzdłuż wybrzeża.

**
U Wiktorii i Andrzeja:
-Mój skarbie tak bardzo cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie-mówił Andrzej patrząc mi w oczy.
-Kochanie dobrze wiesz,że ja też i mimo naszych trudnych początków-zaśmialiśmy się- oraz naszego rozstania kocham cię jak nikogo innego w moim życiu. Świadczą o tym nasze obrączki i wspólne życie,które razem dzielimy i dzielić będzięmy.
-Kocham cię mój skarbie i od trzech dni oficjalnie nazywasz się Wiktoria Wrona-powiedział po czym złapał mnie za biodra i namiętnie mnie pocałował.

**
U Karola i Oliwii:
-Oliwia Kłos jako moja żona, jak to ładnie brzmi-szepnął mi Karol do ucha,kiedy staliśmy wtuleni i wpatrywaliśmy się w zachód słońca.
-Kotku, chcę ci powiedzieć, że mając cię przy sobie niczego się nie boję i na pewno niczego mi nie braknie.
-Jesteś dla mnie wszystkim. Kocham cię bezgranicznie i tak naprawdę uświadomiłem to sobie, kiedy straciłaś pamięć wtedy nie liczyło się dla mnie nic oprócz tego,że musisz dla nas wyzdrowieć żebyśmy mogli być tu, gdzie jesteśmy.
Po tych słowach moje oczy się zaszkliły, ja sama poczułam,że Karol złącza nasze usta w pocałunku.

******************************************************
 Bardzo się cieszę,że wytrwaliście ze mną do ostatniego rozdziału. Ten blog był moim pierwszym blogiem i myślę,że tak jak ja mam do niego sentyment tak i wy będziecie go wspominać dobrze. Do tego opowiadania dopiszę jeszcze epilog i zakończę losy dwóch przyjaciółek oraz ich miłości. 

Z myślą o was postanowiła,że zacznę nowy blog,ale całkowicie inny i krótszy od tego. Jutro podam wam dokładny link do niego. Serdecznie zapraszam do jego czytania. Mam nadzieję,że spodoba wam się równie dobrze tak jak ten. Pozdrawiam <3 :*
 

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 61 "Chwilę,które wracają"

**
Jakiś czas później (perspektywa Karola):
Kolejne dni mijały mi praktycznie tak samo. Prawie niczym się od siebie nie różniły. Codziennie odwiedzałem Oliwię w szpitalu. Na nasze szczęście przenieśli ją do szpitala w Bełchatowie i mieliśmy do niej bliżej. Rano wychodziłem i do domu wracałem dopiero wieczorem. Oliwia dalej nic nie pamięta,chociaż są jakieś przebłyski,ale jak to powiedział lekarz: "Stan zdrowia pani Oliwii ani się nie pogarsza,ale też nie polepsza". Tak,więc krążyłem myślami przy tym jednym zdaniu i mogę się przyznać,że czasami,aż za dużo nad tym wszystkim myślałem. Pomagaliśmy jej wszystko przypominać i nawet szło to nam w miarę dobrze. Właśnie jestem w drodze do szpitala. Kupiłem jej bukiet kwiatów i czekoladki. Pytałem czy może jeść...może. Dzisiaj powiedziałem sobie,że ten dzień będzie inny. Miałem przeczucie,że coś w nim stanie się dobrego,że w końcu będzie on pokolorowany innymi kolorami niż tylko biało-czarnymi. Może to tylko głupie złudzenie,a może coś innego? Te myśli towarzyszyły mi w czasie wbiegania na piętro,gdzie leży Oliwia:
-Hej Oliwia-powiedziałem wchodząc do sali.
-Cześć Karol-odpowiedziała po czym przywitałem się z nią całusem w policzek.
-Mam dla ciebie skromny bukiecik twoich ulubionych kwiatków i coś na słodko-mówiłem odkładając drobiazgi na szafkę przy jej łóżku.
-Dziękuję ci bardzo. Powiedz mi Karol nie nudzi ci się to wszystko?-spytała puszczając w moją stronę lekki uśmiech.
-Nie rozumiem...
-No to,że codziennie do mnie przychodzisz,jesteś przy mnie nawet,kiedy śpię i w ogóle tak dużo dla mnie robisz-odpowiedziała.
-Nie,bo wtedy jestem blisko ciebie i teraz tylko to mnie uszczęśliwia-oznajmiłem poprawiając jej poduszkę.
-Ooo dziękuję,teraz dobrze.
-Nie ma za co. Muszę ci powiedzieć,że mam przeczucie,że stanie się dzisiaj coś dobrego.
-A mówicie,że to my kobiety mamy przeczucia,a jednak...-zaśmiała się.
-Ojj daj spokój.Wspomnisz jeszcze moje słowa-odpowiedziałem.
-Możemy?-usłyszałem głos Wiktorii i Andrzeja.
-No pewnie-odpowiedziała Oliwia.
-A ty zawsze musisz być wcześniej od nas-powiedział Andrzej po czym przywitała się kolejno ze mną i Oliwią.
-Taki już jestem-dopowiedziałem mu.
-Jak się czujesz Oli?-spytał Andrzej.
-Dziękuję. Dzisiaj mogę powiedzieć,że nawet bardzo dobrze-powiedziała uśmiechając się do niego, po czym on odwzajemnił ten jej piękny uśmiech.
-Przynieśliśmy ci z Andrzej kilka owoców. Te,które najbardziej lubisz-powiedziała Wiktoria odkładając reklamówkę na szafkę,gdzie ja wcześniej położyłem kwiaty i czekoladki.
-Nie musicie tak się o mnie troszczyć. Jak codziennie będziecie mi coś przynosić to nie będę miała miejsca na tej małej szafce-powiedziała pokazując za mebel.
-Oj daj spokój. Nawet gdyby się tak stało to...możesz podzielić się z sąsiadem obok-mówiłem z uśmiechem na twarzy.
-Z chęcią coś przyjmę-powiedziała pani leżąca obok Oliwii po czym każdy z nas zaczął się śmiać.


**
Późnym wieczorem w szpitalu:
Dzisiaj przedłużyłem swoją wizytę u Oliwii do maksimum. Było już po 23,a ja dalej siedziałem w szpitalu. Dzisiejszy dzień bym bardzo wesoły. Dopiero dzisiaj od kilkunastu dni uśmiechałem się bardzo często i mogłem normalnie porozmawiać z Oliwią. Kolejny raz na jej życzenie opowiadałem jej o nas i ogólnie o wszystkich śmiesznych sytuacjach odkąd się znamy. Już miałem opuszczać szpital,kiedy Oliwia powiedziała:
-Karol poczekaj.
-Tak? Coś się dzieje? Mam iść po lekarza?-spytałem zdenerwowany.
-Nie,nie. Przypomniało mi się-mówiła patrząc w sufit.
-Ale co,co ci się przypomniało?-mówiłem wracając na swoje dawne miejsce.
-Oświadczyłeś mi się w oświetlonym parku w Paryżu. Był tam też pan z bukietem kwiatów i stolik z kolacją i winem,tak?-spytała.
-Tak kochanie,tak-odpowiedziałem uradowany.
-I pierścionek. Taki piękny złoty z brylantem-mówiła patrząc na mnie.
-Oliwia nawet nie wiesz jak się cieszę-mówiłem trzymając jej rękę.
-Ale dalej już nic nie pamiętam. Tylko tyle?-spytała patrząc na mnie.
-Ja wieżę,że z dnia na dzień będziesz przypominać sobie więcej i więcej. Nie martw się kochanie wszystko się już układa. Wszystko będzie dobrze-upewniałem się w tym przekonaniu.
-Tak myślisz?-zapytała uśmiechając się do mnie.
-Jestem tego pewien-powiedziałem po czym pocałowałem ją,a ona odwzajemniła mój pocałunek.
-Karol teraz wiem,że mimo tego wszystkiego co się stało,mimo tego,że mogę nie pamiętać tego co było ty i tak będziesz mnie kochał i nie zostawisz mnie,prawda?-spytała głaszcząc mnie po policzku.
-No jasne. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie-odpowiedziałem.
-W takim razie jeśli nie jesteś na mnie zły,że zerwałam nasze oświadczyny proszę ciebie wróć do mnie-nie wierzyłem w to co słyszę.
-Oliwia dzięki tobie jestem teraz najszczęśliwszym facetem na ziemi. Kocham cię i chce się z tobą ożenić i być już do końca życia szczęśliwym-odpowiedziałem zakładając ponownie na jej serdecznego palca pierścionek zaręczynowy,który przez cały czas nosiłem ze sobą.
-Jakie to romantyczne-powiedziała pani,która leżała obok Oliwii.
-Tak jakoś wyszło-odpowiedziałem po czym ponownie pocałowałem Oliwię.

 **
Niestety musiałem już wracać do domu,ale byłem szczęśliwy wiedząc,że powoli wszystko się układa. Wiedziałem,że od dzisiaj wszystko będzie inaczej,że to dzisiaj jest ten dzień. Wróciłem do domu i pierwsze co zrobiłem to poinformowałem wszystkich o zaistniałej sytuacji. Spełniony mogłem położyć się do łóżka i zasnąć.


****************************************************
Kochani pewnie dziwicie się czemu kolejny rozdział jest znów taki krótki. Już wam mówię. Postanowiłam,że kończę bloga. Mam zamiar napisać jeszcze ze dwa rozdziały i rozstać się z tym opowiadaniem. Mam nadzieję,że wszystkie rozdziały wspominacie dobrze i mnie jako blogerkę również. Pozdrawiam i dziękuję <3 

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 60 "Nawet gdybym miał czekać na ciebie całe życie,będę czekał"

-Jak to, kim jestem? Karol, twój narzeczony-odpowiedziałem po chwili milczenia, a ona podniosła jedną brew do góry.
-Co? Pamiętałabym cię. Wyjdź stąd!-wskazała palcem na drzwi.
-To jakiś żart? Proszę cię kochanie, nie żartuj teraz.
-Ja nie żartuje. Albo teraz wyjdziesz albo zacznę wzywać lekarza-powiedziała, a ja wstałem z krzesła.
-Z chęcią to ja po niego pójdę i wszystko do cholery się wyjaśni-szybkim krokiem wyszedłem z sali i skierowałem się do pokoju lekarza. Wparowałem do środka nawet nie pukając. Nie pytając o zdanie zacząłem mówić:
-Oliwia Nowak obudziła się.
-To powinien się pan cieszyć-wstał z krzesła i powolnym krokiem podszedł do mnie.
-Ale nie pamięta mnie-mówiłem podenerwowany.
-Tego się obawiałem. Nie mówiłem państwu wcześniej, ale byłem tego świadomy, że pani Oliwia może nie pamiętać wydarzeń z przed wypadku-odpowiadał bawiąc się długopisem.
-Dlaczego mi pan tego nie powiedział ?!-spytałem z żałością.
-Nie byliśmy pewni na 100 procent, bo wszystko przebiegało po naszej myśli.
-To czy może pan tam pójść i zobaczyć czy ona naprawdę nic nie pamięta?
-Tak, oczywiście-odpowiedział po czym razem poszliśmy do sali, na której leżała Oliwia. Po wejściu Oliwia dziwnie rozglądała się po pomieszczeniu. Lekarz zadał jej kilka pytań i po ich odpowiedziach sam już sam wiedziałem, że z jej pamięcią nie jest najlepiej. Przed wyjściem lekarz wskazał jeszcze kilka podstawowych badań, a ja z nią zostałem:
-Dlaczego tu ze mną siedzisz?-spytała.
-Bo mam nadzieje, że kiedy będę tu to sobie coś przypomnisz-powiedziałem ocierając twarz ze zmęczenia.
-Wontonie, że to coś da-odparła odwracając głowę w przeciwną stronę.
Przez krótką chwilę żadne z nas nic nie mówiło, ale ja postanowiłem przerwać tą niezręczną ciszę:
-Nie chcesz mówić to ja będę mówił. Mam na imię Karol Kłos i jestem twoim narzeczonym. Wypadek mieliśmy, gdy wracaliśmy z lotniska po podróży w Paryżu. Było to twoi marzeniem, więc na 24 urodziny dałem ci w prezencie bilety na samolot. Oświadczyłem ci się tam po prawie 2 latach znajomości. Może to być dla ciebie mniej ważne, ale jestem siatkarzem reprezentacji i Skry Bełchatów. Mieszkamy razem w Bełchatowie, gdzie wynajmujemy mieszkanie w bloku. Naszymi przyjaciółmi są Wiktoria Kowalska i Andrzej Wrona. Andrzej gra ze mną, a Wiktoria jest twoją przyjaciółką od zawsze. Są ze sobą od jakiegoś roku. Wiki studiuje oraz pracuje w sklepie sportowym. Ty interesujesz się fotografią i jak kiedyś wspominałaś bardzo lubisz wraz z Wiktorią przychodzić na nasze mecze. Twoi rodzice to Kamila i Tomasz, którzy mieszkają w Krynicy, a moi to Halina i Sylwester Kłos mieszkający w Warszawie-ziołem głęboki oddech-To chyba wszystko.
-Naprawdę spełniłeś moje marzenie?-spytała po chwili.
-Zrobię wszystko, żeby cię uszczęśliwić.
-Jaką byliśmy parą?
-Jesteśmy parą na którą mogą się wzorować inne. Tylko raz w naszym związku mieliśmy poważniejszą kłótnię, ale to z mojej winy, bo zachowałem się jak ostatni idiota-poinformowałem ją.
-Dlaczego cały czas mówisz "jesteśmy"?
-A jak mam mówić? "Byliśmy"? Przecież cały czas jesteśmy-oznajmiłem.
-Karol ja nie wiem czy to ma jakiś sens. Nie pamiętam ciebie,naszych wszystkich wspólnych wspomnień. Nie pamiętam nic-odpowiedziała po czym ja wyczułem w jej głosie żal i ściskanie gardła przez napływające łzy.
-I co chcesz temu wszystkiemu powiedzieć proste "koniec"?-sam czułem,że do moich oczu napływają łzy.
-A jak mam być z człowiekiem,którego nie pamiętam. Wiem od ciebie,że byliśmy ze sobą dwa lata,ale co z tego jak ja ich kompletnie nie pamiętam i jeszcze najgorsze jest to,że lekarz powiedział mi,że tak może być przez dłuższy okres.
-Powiedz szczerze. Zamykasz wszystko co było?-spytałem oczekując innej odpowiedzi.
-Nie mówię nie,ale musisz wiedzieć,że nie mówię też tak.
-Może dajmy sobie czas?-zapytałem.
-Wątpię,aby to coś pomogło-odpowiedziała zrezygnowana.
-Wolę już mieć ten czas niż cię stracić-oznajmiłem po chwili namysłu.
-Nic z tego nie będzie-uparcie zostawała przy swoim.
-Proszę kilka dni-nalegałem,bo nie chciałem żeby te dwa lata razem przepadły.
-A co ci dadzą te kilka dni Karol?-spytała.
-Może twoja pamięć wróci i wszystko będzie jak dawniej-odpowiedziałem łapiąc ją za rękę.
-Skoro nalegasz to dam ci te kilka dni,ale Karol nie rób sobie nadziei,dobrze?
-To ja już pójdę i zadzwonię do Wiktorii i Andrzeja, żeby tutaj przyjechali-odpowiedziałem nie do końca na jej pytanie po czym wstałem z krzesła i skierowałem się do wyjścia. 

**
Kilka minut później:
Wyszedłem na korytarz i zadzwoniłem pierwsze do Wiktorii,a następnie do rodziców Oliwii i moich. Wszystkich poinformowałem o tym,że już się obudziła,ale nic nie pamięta. Wiktoria powiedziała,że razem z Andrzejem już do nas jadą. W tym czasie ja sunąłem się po ścianie i usiadłem na podłodzę. Schowałem twarz w dłoniach,a w głowie miałem słowa,które Oliwia powiedziała mi kilka minut temu. Nie wierzyłem,że to co budowaliśmy przez ten czas,możemy stracić w kilka minut. Kochałem ją jak cholera ona mnie z resztą też. Wszystko przez ten wypadek. Gdybym nie zabrał ją do tego Paryża,wszystko było by dobrze. Teraz bylibyśmy szczęśliwi,ale nie,wszystko zepsułem. Nie mogłem spełnić jej innego morzenia? Z tych myśli wyrwali mnie Andrzej z Wiktorią,którzy już zjawili się w szpitalu:
-Karol?-dotknął mnie Andrzej.
-Tak?-uniosłem głowę w stronę Andrzeja.
-Co z Oliwią? Pogorszyło się jej?-spytała Wiktoria siadając obok mnie.
-Nie,nie z nią jak na razie wszystko dobrze,ale ona...ona zerwała oświadczyny,bo mówi,że to i tak nie ma sensu. Ona mnie nie pamięta.Nie pamięta tego wszystkiego co nas łączyło-żaliłem się,opierając głowę o ramię Wiktorii.
-Spokojnie Karol. Ja więżę,że odzyska pamięć i wszystko będzie tak jak dawniej-powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Dzięki,że mnie wspieracie,ale jakoś mi to nie pomaga-odpowiedziałem.
-To ja może do niej pójdę-zaproponowała Wiktoria.
-Jak chcesz-odpowiedziałem bez znaczenia.
-Chodźmy wszyscy-powiedziała wstając z podłogi i podając mi rękę.
-Nie to nie ma sensu-protestowałem.
-Andrzej pomóż mi-powiedziała po czym Andrzej pomógł jej mnie podnieść.
-No dobrze,ale tylko na chwilę-zgodziłem się,ale wiedziałem,że zaraz po tym jak wyjdę od Oliwii wychodzę z szpitala i jadę do pierwszego lepszego klubu upić się i zapomnieć o tym chociaż na krótki okres czasu.
Weszliśmy do niej i wszyscy ustawiliśmy się przy jej łóżku. Wiktoria usiadła na krześle,a my z Andrzejem staliśmy za nią. Oliwia nagle powiedział:
-Wiktoria,pamiętam cię.
-Naprawdę mnie pamiętasz?-spytała łapiąc ją za rękę.
-Tak,naprawdę cię pamiętam-mówiła uśmiechając się do niej.
-A mnie pamiętasz?-spytał Andrzej.
-Nie,ciebie nie pamiętam-odpowiedziała patrząc się na niego.
-Dlaeczego ciebie pamięta,a mnie nie?-spytałem Wiktorię,która odwróciła głowę w naszą stronę.
-Karol nie wiem,ale może trzeba iść po lekarza?-zapytała.
-To ja z Karolem pójdziemy-wyrwał się Andrzej pociągając za sobą mnie.
-Ja naprawdę już nic z tego nie rozumiem-żaliłem się Andrzejowi w drodze do pokoju lekarza.
-Powiem ci szczerze,że ja też,ale bądźmy w dobrej myśli-powiedział.
Weszliśmy do pokoju lekarza po czym powiedziałem mu wszystko. On poszedł do Oliwii,a my znowu musieliśmy czekać na korytarzu.
-Andrzej ja idę się upić i proszę nie zatrzymuj mnie,bo i tak zdania nie zmienię-powiedziałem wstając z krzesła.
-Karol chcesz iść się teraz upić?-spytała Wiktoria.
-Tak,chce się iść teraz upić-odpowiedział.
-Andrzej jedź z nim do Bełchatowa i razem idźcie,ale Andrzej proszę cię rozsądnie,a ja wrócę z rodzicami Oliwii. Nie możesz Karol iść sam. Jeszcze stanie ci się coś gorszego-odpowiedziała Wiktoria patrząc za zegarek.
-Ale Wiki mam cię tu zostawić samą?-zapytała Andrzej.
-Nie będę tu sama. Są tu przecież rodzice Oliwii i sama Oliwia. Pójdę do niej i porozmawiam z nią,może coś się jej przypomni,a ty jedź z Karolem.
-Dobrze,ale wiesz,że jakby coś się działo to dzwoń-mówił Andrzej szukając kluczyków w kieszonce bluzy.
-Co ma się dziać? Bądź spokojny-powiedziała po czym dała mu całusa w policzek i zniknęła w drzwiach od sali,gdzie leży Oliwia.

**
W samochodzie:
Jechaliśmy już jakieś 10 minut. Przez cały ten czas nic nie mówiłem. Wolałem zamknąć się w sobie i w samotności pozadawać sobie pytania. Uciążliwą dla nas ciszę przerwał Andrzej:
-Nie zadręczaj się.
-Proszę?-wyrwał mnie z rozmyśleń.
-Mówię żebyś się nie zadręczał-powtórzył.
-Aż tak to po mnie widać?:-spytałem.
-Tak. Jeszcze nigdy takiego cię nie widziałem,a przecież znamy się bardzo długo.
-Ja też jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji,ale kurde Andrzej ja tak nie wytrzymam-żaliłem się.
-Ale nie wytrzymasz tego,że ona nie chce być z tobą czy tego,że chce,ale wie,że to nie wyjdzie?
-Sam nie wiem. Powiedz mi proszę po co ja ją zabrałem do tego Paryża?
-Chciałeś spełnić jej marzenie. Karol gdybyś wiedział,że to wszystko was spotka to na pewno byś z nią tam nie pojechał,ale nikt tego nie wiedział. Teraz musisz tylko prosić,żeby odzyskała pamięć. Tylko tyle możesz-mówił,gdy dojeżdżaliśmy już pod moje mieszkanie.
-Dlaczego jesteśmy pod moim blokiem,mieliśmy jechać się upić?-spytałem zdziwiony.
-Nigdzie nie idziesz. Odstawiam cię w mieszkaniu i tam z tobą zostanę-odpowiedział.
-Andrzej nie denerwuj mnie. Jak nie chcesz iść ze mną nic nie szkodzi pójdę sam-mówiłem odpinając pasy.
-Ale zwariowałeś? Karol proszę cię,nie wygłupiaj się.
-W takim razie chodź ze mną-powiedziałem stanowczo.
-Dobrze,pójdę-uległ.
Poszliśmy odłożyć moją torbę na górę do mieszkania. Andrzej w drodze namawiam mnie do zostania w domu,ale tym razem mu nie ulegnę. Muszę gdzieś zatopić moje smutki. Zamówiliśmy taksówkę,bo Andrzej potem nie mógł,by prowadzić. Wsiedliśmy do niej i pojechaliśmy do naszego ulubionego klubu. Kiedy byliśmy już na miejscu niczego sobie nie żałowałem:
-To samo poproszę-powiedziałem do barmana.
-Karol daj już spokój. Wystarczy ci już na dzisiaj-powstrzymywał mnie środkowy,ale na nic mu się to zdało.
-Przepraszam można się dosiądź?-spytała nas brunetka o dużych niebieskich oczach.
-A zapamięta mnie później pani?-mamrotałem coś pod nosem,nawet sam dobrze nie wiedziałem co,bo byłem już pijany.
-Nie zrozumiałam co kolega powiedział,więc jak.Mogę?-spytała ponownie.
-Myślę,że to zły pomysł. Proszę się nie obrazić,ale my już będziemy iść. Jesteśmy tu w celu zatopienia smutków,nie dla rozrywki,więc przepraszam,ale nie-powiedział Andrzej płacąc barmanowi za to co praktycznie sam ja wypiłem.
-Andrzej,ale gdzie ty idziesz. Zostańmy jeszcze,ja jeszcze nie chce wracać-mówiłem,kiedy to on złapał mnie pod zdrową rękę i zaczął prowadzić do wyjścia.
-Ooo nie już za dużo na dzisiaj. Patrz co ze sobą zrobiłeś. Powinieneś siedzieć teraz w szpitalu,a nie po klubach chodzić. Wracamy do domu!
Nie miałem siły,żeby mu się sprzeciwić. Był ode mnie w tej chwili silniejszy i trzeźwiejszy.


******************************************************
Witajcie kochani! Tyle się męczyłam ja oraz pewna osoba z tym rozdziałem,więc nie zdziwię się jak nie będzie wam się on podobał. Nie byłam w stanie napisać czegoś lepszego w zasadzie nawet nie wiem dlaczego,ale uznajmy,że następny będzie już ciekawszy. Przy okazji chciałabym wam podziękować za bardzo dobre wyświetlania <3  
PS nie poprawiałam błędów,bo u mnie zbiera się na burzę,a chciałam wam to dodać jeszcze dzisiaj. Pozdrawiam :* 
  
                                  Czytasz=Komentujesz=Motywujesz <3



 

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 59 "W życiu musisz się zmierzyć nawet z tą najgorszą prawdą"

...łzy zaczęły mi napływać do oczu. Na widok pogarszającego się stanu Oliwii z bezradności uderzałam pięściami w szklaną szybę drzwi. Czułam ręce Andrzeja na swoich biodrach, które odciągają mnie od tej czynności:
-Kochanie... to nic nie da-mówił, a ja wyrywałam mu się z objęć.
-To co? Mam patrzeć na to jak cierpi?
-Ale tym na pewno nic nie wskórasz-próbował mnie uspokoić, ale w tym samym momencie wyszedł do nas ordynator Płock. Poinformował nas, że Oliwia przestała samodzielnie oddychać,więc musieli podłączyć ją do respiratora. Załamałam się. Przed nami była jeszcze rozmowa z Karolem,który na pewno nie czeka na taką odpowiedź. Otarłam,więc łzy i razem z Andrzejem poszliśmy do Karola,aby wszystko mu powiedzieć. Wchodząc na oddział zobaczyliśmy,że przy łóżku Karola są już jego rodzice:
-Nareszcie jesteście-wyrwał się Karol na nasz widok.
-Tak jesteśmy-odpowiedziałam posyłając sztuczny uśmiech.
Szybko przywitaliśmy się z rodzicami Kłosa,ponieważ chciał on już wiedzieć co z jego narzeczoną:
-Powiecie mi w końcu co z Oliwią?-mówił podenerwowany.
-Karol tylko się nie denerwuj-zaczął Andrzej.
-Jeśli nie wiem co się z nią dzieję to nie mogę się nie denerwować.
-To może ja będę mówić-oznajmiłam.
-Mów-wyrwał się.
-Oliwia jest w bardzo ciężkim stanie. Ma poważne wstrząśnienie mózgu,ma też obrażenia zewnętrzne. Najgorsze jest to,że jest w śpiączce i nie wiadomo,kiedy się obudzi. Dosłownie kilkanaście minut temu została podłączona do respiratora,gdyż przestała samodzielnie oddychać-mówiłam i czułam,że po policzku spływa mi łza.
-Nie,nie. Ja w to nie wieżę...ja tam muszę iść-odpowiedział.
-Synku nie możesz,przecież wiesz-powiedziała pani Kłos.
-My będziemy tam chodzić i na bieżąco cię informować-powiedział Andrzej.
-W tami razie co do cholery tutaj robicie?-spytał podenerwowany.
-Rozumiemy,że jesteś zdenerwowany,ale nie powinieneś wyjeżdżać na swoich przyjaciół-powiedział ojciec Karola.
-Tato postaw się w mojej sytuacji. Co byś zrobił gdyby mama była na Oliwii miejscu?
-Dobrze, nic się nie stało proszę pana. Rozumiemy Karola i jego sytuacje-powiedziałam-Chodź Andrzej my już pójdziemy.
-Tak,tak. Już idę-oznajmił i poszedł za mną.

**
Perspektywa Karola:
Leżysz tutaj na tym łóżku i masz świadomość tego,że twoja narzeczona walczy o życie. Najchętniej odpiął bym te popieprzone kabelki i pobiegł bym do niej sprawdzić co jej jest. Wszyscy ci mówią,że będzie dobrze,a gówno wiedzą. Co jeśli nie będzie dobrze? Jeśli się nie obudzi? Nigdy sobie tego nie wybaczę. Zabrałem ją do tego Paryża po to,by być z nią szczęśliwym na zawsze,ale mogę to szczęście stracić w jednej chwili. Dlaczego to ona? Nie mogłem być to ja? To ja powinienem tam leżeć,nie ona. W tym momencie marzyłem tylko o tym,aby stąd wyjść razem z nią i wrócić do domu. Właśnie w tej chwili uświadomiłem sobie,że ona jest dla mnie wszystkim co mam i co mogę stracić. 

**
Na szpitalnym korytarzu przed przyjazdem rodziców Oliwii (perspektywa Wiktorii):
 Siedziałam z Andrzejem na krzesłach czekając na rodziców Oliwii,którzy mieli już tutaj dojeżdżać:
-Co ja mam im powiedzieć?-przerwałam tą niezręczną ciszę.
-Prawdę kochanie-powiedział Andrzej.
-Jak mam im powiedzieć,że ich ukochana córka jest w krytycznym stanie,no powiedz mi jak?-w tym samym momencie w drzwiach zauważyliśmy rodziców Oliwii:
-Jesteśmy. Staraliśmy się dotrzeć tu jak najszybciej-powiedział Tomek zaraz po przywitaniu się z nami.
-Oliwia leży na oiomie,a Karol na sali segregacji-potrafiłam powiedzieć tylko to i schować twarz w dłonie.
-Gdzie to jest?-spytała ciocia.
-Koniec korytarza pierwsze drzwi. Jej lekarz prowadzący to Damian Płock. On powie wam wszystko na pewno lepiej niż ja-poinformowałam ich.
-Dobrze,dziękujemy-powiedzieli i skierowali się w stronę prze zemnie wskazaną.
-Muszę iść do łazienki-powiedziałam do Andrzeja.
-Wróć zaraz. Musimy iść do Karola-odpowiedział.
-Dobrze.

**
Kilka minut później w sali Karola (perspektywa Andrzeja):

Siedzieliśmy z Karolem i rozmawialiśmy o zaistniałej sytuacji.
Nagle do pomieszczenia weszli rodzice Oliwii:
-Dobry wieczór państwu-powiedział Karol poprawiając się na łóżku.
-Karolku... Jak się czujesz?-spytała pani Kamila pytając go troskliwie.
-Bywało lepiej pani Kamilo. A wiedzą coś państwo więcej o Oliwii?
-Niestety nie, ale na szczęście oddycha już samodzielnie-powiedział pan Tomek, a po Karolu było widać, że odetchną z ulgą.
-Czyli jej stan się poprawia?-spytała pani Halina.
-I tak i nie-odpowiedziała pani Kamila.


**
Kilka dni później (perspektywa Karola):
Mogłem już wyjść z tego szpitala. Spakowałem się i skierowałem w stronę sali Oliwii. W końcu mogłem ją zobaczyć. Wolnym krokiem wszedłem do pomieszczenia. Usiadłem przy niej na krześle i złapałem ją za rękę. Patrzyłem na nią i mówiłem w myślach: "Proszę. Obudź się". Nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Po chwili zobaczyłem, że jej powieki powoli się otwierają:
-Skarbie. Nareszcie się obudziłaś-w końcu od kilku dni na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Kim jesteś?!-powiedziała wystraszona, wyrywając swoją dłoń z mojej, a ja w tej samej chwili zamarłem.


**************************************************
Witam. Postarałam się żebyście nie musieliście długo czekać na kolejny rozdział :) mam nadzieję,że się wam podobał,komentujcie jeśli tak jest <3 Pozdrawiam :*

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 58 "Zaginione szczęście"

**
U Wiktorii i Andrzeja:
Po pozmywaniu naczyń usiedliśmy z Andrzejem na krzesłach barowych przy blacie. W czasie rozmowy usłyszeliśmy,że mój telefon zaczął dzwonić. Wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę stołu, na którym leżał. Na ekranie ukazał się napis: "ciocia Kamila":
-Halo?
-Wiktoria?-usłyszałam roztrzęsiony głos mamy Oliwii.
-Tak. Coś się stało ciociu? Masz dziwny głos.
-Oliwia i Karol...-mówiła przez łzy-Mieli wypadek,gdy wracali z lotniska-podczas wypowiadania słów cioci zamarłam.
-Ale jak to?!Gdzie oni są,w którym szpitalu?-powiedziałam przerażona po czym zobaczyłam,że Andrzej oderwał się od krzesła i szybko do mnie podszedł.
-W Piotrkowie Trybunalskim. Dokładny adres wyślę ci sms'em. My jesteśmy już w drodze powinniśmy być za jakieś 3 godziny. 
-W takim razie my mamy jakieś 30 minut drogi,więc już wyjeżdżamy i będziemy was na bieżąco informować co z Oliwią i Karolem.
-Dziękuję.
-Ciociu wszystko będzie dobrze,widzimy się na miejscu-odpowiedziałam i po rozłączeniu się, szybko streściłam Andrzejowi co przed chwilą usłyszałam.
Szybko zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę do Piotrkowa Trybunalskiego.

**
Po 30 minutach w szpitalu przy rejestracji:
-Dobry wieczór-powiedziałam zdyszana,gdyż biegliśmy z parkingu do wejścia.
-Dobry wieczór w czym mogę pomóc?
-Przywieźli tu Oliwie Nowak i Karola Kłosa. Mieli wypadek samochodowy,gdy wracali z lotniska w Warszawie. Czy moglibyśmy dostać jakąś informacje na temat ich stanu zdrowia?-zapytał Andrzej.
-Kim państwo są dla ofiar wypadku?-zapytała obojętnie.
-Ja jestem siostrą Oliwii,a to jest kuzyn Karola-skłamałam,by się czegoś dowiedzieć.
-Yhym rozumiem-spojrzała na nas,a następnie zanurzyła wzrok w papierach-Pani Oliwia leży na OIOMIE,a pan Karol na sali segregacji. Więcej szczegółów dowiedzą się państwo od lekarza prowadzącego waszych bliskich.
-Dziękujemy bardzo-odpowiedział Andrzej.
Postanowiliśmy,że pierwsze pójdziemy do Karola leżącego na sali na końcu korytarza.Po chwili czekania wyszedł do nas pan doktor:
-Przepraszam. Jesteśmy rodziną Karola i chcielibyśmy się dowiedzieć czegoś o jego stanie zdrowia-wydusił z siebie Andrzej.
-Miło mi. Jestem Marek Kłodowski lekarz prowadzący Karola. Miał on bardzo dużo szczęścia. Ma jedno obrażenie zewnętrzne mianowicie złamaną prawą rękę. Będziemy robić jeszcze ciąg badań,aby wykluczyć obrażenia wewnętrzne. Proszę być w dobrej myśli.
-A moglibyśmy wejść do Karola?-spytałam.
-Tak,ale proszę nie przemęczać chorego-powiedział po czym znikł za drzwiami swojego gabinetu.
Weszliśmy z Andrzejem do sali i ruszyliśmy w kierunku łóżka Karola:
-Andrzej, Wiktoria-ucieszył się na nasz widok i próbował się podnieść.
-Stary leż-powiedział Andrzej trzymając go lekko za ramię. 
-Jak się czujesz?-spytałam.
-Ręka boli, kilka siniaków,ale myślę,że będzie dobrze. Byliście już u Oliwii,wicie jak się czuje?-spytał opiekuńczo rozglądając się po sali myśląc,że leży na tym samym oddziale.
-Będziemy do niej szli. Leży na oiomie-poinformowała go.
-To proszę was idźcie do niej i dowiedzcie się co z nią,proszę-mówił patrząc na nas.
-Spokojnie,już idziemy. Powiedz tylko czy twoi rodzice wiedzą o tym,że leżysz w szpitalu?-zapytał Andrzej.
-Tak powinni już dojeżdżać-odpowiedział.
-Jak to się w ogóle stało,że tu jesteście?-zapytałam.
-Jechaliśmy i na ciągłym odcinku wjechał w nas tir. Tyle pamiętam-odpowiedział.
-Rozumiem.
-Błagam was idźcie już do Oliwii,mam dziwne przeczucie-mówił kręcąc się na łóżku.
-Dobrze już idziemy-odpowiedziałam.
-Tylko powiedzcie mi jak się już czegoś dowiecie całą prawdę.
-Obiecujemy-oznajmił Andrzej po czym wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się w stronę oddziału,na którym leży Oliwia. Tam na przyjście lekarza musieliśmy czekać dość dłuższą chwilę,ale na szczęście po kilkunastu minutach wyszedł do nas.
-Wy zapewne do Oliwii Nowak?
-Tak,właśnie tak. Jestem jej siostrą-powiedziałam.
-Ordynator tego oddziału Damian Płock. Zajmuje się nią,ponieważ jest to szczególny przypadek.
-To znaczy?-spytał Andrzej.
-To oznacza,że Oliwia jest w ciężkim stanie i tak naprawdę zrobiliśmy już wszystko,teraz trzeba tylko czekać-nie mogłam uwierzyć w to co mówi lekarz.
-Ale jak to?Przecież...nie-mówiłam czując,że po policzku spływa mi łza,którą goni już druga.
-Oliwia ma poważne wstrząśnienie mózgu,ma też obrażenia zewnętrzne,ale najgorsze jest to,że jest teraz w śpiączce.
-Czy ja mogę ją zobaczyć,proszę?-mówiłam przez łzy.
-Niestety obawiam się,że to nie możliwe,bardzo mi przykro-odpowiedział patrząc na nas wrytych w podłogę.
-Bardzo proszę-nalegałam.
-No dobrze,ale tylko pani-powiedział.
-Idź Wiktoria,będę tu czekał-powiedział Andrzej kiedy doktor już poszedł.
-Dziękuję-odpowiedziałam po czym weszłam do środka.
-Tylko nie siedź za długo.Trzeba iść jeszcze do Karola i powiedzieć mu wszystko.Obiecaliśmy.
-Tak,tak. Daj mi chwilę.Chcę ją tylko zobaczyć,tak dawno jej nie widziałam,a teraz muszę patrzeć jak leży na tym łóżku.Nie wieżę-mówiłam tuląc się do niego.
-Cichutko wszystko będzie dobrze. Wyjdzie z tego,jest silna-mówił uspokajając mnie.
-Obyś miał rację-odpowiedziałam ocierając łzy z policzka.
-Na pewno mam,a teraz idź,a ja zadzwonię do trenera i o wszystkim go poinformuję,dobrze?
-Dobrze-powiedziałam i weszłam do sali,gdzie leżała Oliwii.
Była cała w siniakach. Zapamiętałam ją uśmiechniętą i radosną,a teraz widzę jej zamknięte oczy i kilkanaście kabelków podłączonych do niej. Usiadłam na krześle obok jej łóżka i trzymając ją za rękę błagałam żeby się obudziła. Zobaczyłam,że na szafce leży jej pierścionek zaręczynowy. Spojrzałam na nią jeszcze raz,ale nic dalej spała,a ja nawet nie wiedziałam kiedy się obudzi.Wiedziałam,że nie mogę siedzieć przy niej przez cały czas. Wstałam,więc z krzesła i odeszłam od niej. Po wyjściu z sali zobaczyłam przez szklane drzwi,że przy jej łóżku gromadzą się pielęgniarki,a ja nic nie mogłam zrobić.


*****************************************************
Jest kolejny. Mam nadzieję,że się wam podoba. Wstawiam wam obiecane zdjęcia z meczu i spotkania z Karolem i Andrzejem(będą tylko 2 przed ostatnie zdjęcia,bo więcej nie mam na komputerze),może poprawią wam humor po tym smutnym rozdziale :(



 








 





 































































Autograf Rafała   






Autograf Karola
Autograf Lotmana