Bohaterowie

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 60 "Nawet gdybym miał czekać na ciebie całe życie,będę czekał"

-Jak to, kim jestem? Karol, twój narzeczony-odpowiedziałem po chwili milczenia, a ona podniosła jedną brew do góry.
-Co? Pamiętałabym cię. Wyjdź stąd!-wskazała palcem na drzwi.
-To jakiś żart? Proszę cię kochanie, nie żartuj teraz.
-Ja nie żartuje. Albo teraz wyjdziesz albo zacznę wzywać lekarza-powiedziała, a ja wstałem z krzesła.
-Z chęcią to ja po niego pójdę i wszystko do cholery się wyjaśni-szybkim krokiem wyszedłem z sali i skierowałem się do pokoju lekarza. Wparowałem do środka nawet nie pukając. Nie pytając o zdanie zacząłem mówić:
-Oliwia Nowak obudziła się.
-To powinien się pan cieszyć-wstał z krzesła i powolnym krokiem podszedł do mnie.
-Ale nie pamięta mnie-mówiłem podenerwowany.
-Tego się obawiałem. Nie mówiłem państwu wcześniej, ale byłem tego świadomy, że pani Oliwia może nie pamiętać wydarzeń z przed wypadku-odpowiadał bawiąc się długopisem.
-Dlaczego mi pan tego nie powiedział ?!-spytałem z żałością.
-Nie byliśmy pewni na 100 procent, bo wszystko przebiegało po naszej myśli.
-To czy może pan tam pójść i zobaczyć czy ona naprawdę nic nie pamięta?
-Tak, oczywiście-odpowiedział po czym razem poszliśmy do sali, na której leżała Oliwia. Po wejściu Oliwia dziwnie rozglądała się po pomieszczeniu. Lekarz zadał jej kilka pytań i po ich odpowiedziach sam już sam wiedziałem, że z jej pamięcią nie jest najlepiej. Przed wyjściem lekarz wskazał jeszcze kilka podstawowych badań, a ja z nią zostałem:
-Dlaczego tu ze mną siedzisz?-spytała.
-Bo mam nadzieje, że kiedy będę tu to sobie coś przypomnisz-powiedziałem ocierając twarz ze zmęczenia.
-Wontonie, że to coś da-odparła odwracając głowę w przeciwną stronę.
Przez krótką chwilę żadne z nas nic nie mówiło, ale ja postanowiłem przerwać tą niezręczną ciszę:
-Nie chcesz mówić to ja będę mówił. Mam na imię Karol Kłos i jestem twoim narzeczonym. Wypadek mieliśmy, gdy wracaliśmy z lotniska po podróży w Paryżu. Było to twoi marzeniem, więc na 24 urodziny dałem ci w prezencie bilety na samolot. Oświadczyłem ci się tam po prawie 2 latach znajomości. Może to być dla ciebie mniej ważne, ale jestem siatkarzem reprezentacji i Skry Bełchatów. Mieszkamy razem w Bełchatowie, gdzie wynajmujemy mieszkanie w bloku. Naszymi przyjaciółmi są Wiktoria Kowalska i Andrzej Wrona. Andrzej gra ze mną, a Wiktoria jest twoją przyjaciółką od zawsze. Są ze sobą od jakiegoś roku. Wiki studiuje oraz pracuje w sklepie sportowym. Ty interesujesz się fotografią i jak kiedyś wspominałaś bardzo lubisz wraz z Wiktorią przychodzić na nasze mecze. Twoi rodzice to Kamila i Tomasz, którzy mieszkają w Krynicy, a moi to Halina i Sylwester Kłos mieszkający w Warszawie-ziołem głęboki oddech-To chyba wszystko.
-Naprawdę spełniłeś moje marzenie?-spytała po chwili.
-Zrobię wszystko, żeby cię uszczęśliwić.
-Jaką byliśmy parą?
-Jesteśmy parą na którą mogą się wzorować inne. Tylko raz w naszym związku mieliśmy poważniejszą kłótnię, ale to z mojej winy, bo zachowałem się jak ostatni idiota-poinformowałem ją.
-Dlaczego cały czas mówisz "jesteśmy"?
-A jak mam mówić? "Byliśmy"? Przecież cały czas jesteśmy-oznajmiłem.
-Karol ja nie wiem czy to ma jakiś sens. Nie pamiętam ciebie,naszych wszystkich wspólnych wspomnień. Nie pamiętam nic-odpowiedziała po czym ja wyczułem w jej głosie żal i ściskanie gardła przez napływające łzy.
-I co chcesz temu wszystkiemu powiedzieć proste "koniec"?-sam czułem,że do moich oczu napływają łzy.
-A jak mam być z człowiekiem,którego nie pamiętam. Wiem od ciebie,że byliśmy ze sobą dwa lata,ale co z tego jak ja ich kompletnie nie pamiętam i jeszcze najgorsze jest to,że lekarz powiedział mi,że tak może być przez dłuższy okres.
-Powiedz szczerze. Zamykasz wszystko co było?-spytałem oczekując innej odpowiedzi.
-Nie mówię nie,ale musisz wiedzieć,że nie mówię też tak.
-Może dajmy sobie czas?-zapytałem.
-Wątpię,aby to coś pomogło-odpowiedziała zrezygnowana.
-Wolę już mieć ten czas niż cię stracić-oznajmiłem po chwili namysłu.
-Nic z tego nie będzie-uparcie zostawała przy swoim.
-Proszę kilka dni-nalegałem,bo nie chciałem żeby te dwa lata razem przepadły.
-A co ci dadzą te kilka dni Karol?-spytała.
-Może twoja pamięć wróci i wszystko będzie jak dawniej-odpowiedziałem łapiąc ją za rękę.
-Skoro nalegasz to dam ci te kilka dni,ale Karol nie rób sobie nadziei,dobrze?
-To ja już pójdę i zadzwonię do Wiktorii i Andrzeja, żeby tutaj przyjechali-odpowiedziałem nie do końca na jej pytanie po czym wstałem z krzesła i skierowałem się do wyjścia. 

**
Kilka minut później:
Wyszedłem na korytarz i zadzwoniłem pierwsze do Wiktorii,a następnie do rodziców Oliwii i moich. Wszystkich poinformowałem o tym,że już się obudziła,ale nic nie pamięta. Wiktoria powiedziała,że razem z Andrzejem już do nas jadą. W tym czasie ja sunąłem się po ścianie i usiadłem na podłodzę. Schowałem twarz w dłoniach,a w głowie miałem słowa,które Oliwia powiedziała mi kilka minut temu. Nie wierzyłem,że to co budowaliśmy przez ten czas,możemy stracić w kilka minut. Kochałem ją jak cholera ona mnie z resztą też. Wszystko przez ten wypadek. Gdybym nie zabrał ją do tego Paryża,wszystko było by dobrze. Teraz bylibyśmy szczęśliwi,ale nie,wszystko zepsułem. Nie mogłem spełnić jej innego morzenia? Z tych myśli wyrwali mnie Andrzej z Wiktorią,którzy już zjawili się w szpitalu:
-Karol?-dotknął mnie Andrzej.
-Tak?-uniosłem głowę w stronę Andrzeja.
-Co z Oliwią? Pogorszyło się jej?-spytała Wiktoria siadając obok mnie.
-Nie,nie z nią jak na razie wszystko dobrze,ale ona...ona zerwała oświadczyny,bo mówi,że to i tak nie ma sensu. Ona mnie nie pamięta.Nie pamięta tego wszystkiego co nas łączyło-żaliłem się,opierając głowę o ramię Wiktorii.
-Spokojnie Karol. Ja więżę,że odzyska pamięć i wszystko będzie tak jak dawniej-powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Dzięki,że mnie wspieracie,ale jakoś mi to nie pomaga-odpowiedziałem.
-To ja może do niej pójdę-zaproponowała Wiktoria.
-Jak chcesz-odpowiedziałem bez znaczenia.
-Chodźmy wszyscy-powiedziała wstając z podłogi i podając mi rękę.
-Nie to nie ma sensu-protestowałem.
-Andrzej pomóż mi-powiedziała po czym Andrzej pomógł jej mnie podnieść.
-No dobrze,ale tylko na chwilę-zgodziłem się,ale wiedziałem,że zaraz po tym jak wyjdę od Oliwii wychodzę z szpitala i jadę do pierwszego lepszego klubu upić się i zapomnieć o tym chociaż na krótki okres czasu.
Weszliśmy do niej i wszyscy ustawiliśmy się przy jej łóżku. Wiktoria usiadła na krześle,a my z Andrzejem staliśmy za nią. Oliwia nagle powiedział:
-Wiktoria,pamiętam cię.
-Naprawdę mnie pamiętasz?-spytała łapiąc ją za rękę.
-Tak,naprawdę cię pamiętam-mówiła uśmiechając się do niej.
-A mnie pamiętasz?-spytał Andrzej.
-Nie,ciebie nie pamiętam-odpowiedziała patrząc się na niego.
-Dlaeczego ciebie pamięta,a mnie nie?-spytałem Wiktorię,która odwróciła głowę w naszą stronę.
-Karol nie wiem,ale może trzeba iść po lekarza?-zapytała.
-To ja z Karolem pójdziemy-wyrwał się Andrzej pociągając za sobą mnie.
-Ja naprawdę już nic z tego nie rozumiem-żaliłem się Andrzejowi w drodze do pokoju lekarza.
-Powiem ci szczerze,że ja też,ale bądźmy w dobrej myśli-powiedział.
Weszliśmy do pokoju lekarza po czym powiedziałem mu wszystko. On poszedł do Oliwii,a my znowu musieliśmy czekać na korytarzu.
-Andrzej ja idę się upić i proszę nie zatrzymuj mnie,bo i tak zdania nie zmienię-powiedziałem wstając z krzesła.
-Karol chcesz iść się teraz upić?-spytała Wiktoria.
-Tak,chce się iść teraz upić-odpowiedział.
-Andrzej jedź z nim do Bełchatowa i razem idźcie,ale Andrzej proszę cię rozsądnie,a ja wrócę z rodzicami Oliwii. Nie możesz Karol iść sam. Jeszcze stanie ci się coś gorszego-odpowiedziała Wiktoria patrząc za zegarek.
-Ale Wiki mam cię tu zostawić samą?-zapytała Andrzej.
-Nie będę tu sama. Są tu przecież rodzice Oliwii i sama Oliwia. Pójdę do niej i porozmawiam z nią,może coś się jej przypomni,a ty jedź z Karolem.
-Dobrze,ale wiesz,że jakby coś się działo to dzwoń-mówił Andrzej szukając kluczyków w kieszonce bluzy.
-Co ma się dziać? Bądź spokojny-powiedziała po czym dała mu całusa w policzek i zniknęła w drzwiach od sali,gdzie leży Oliwia.

**
W samochodzie:
Jechaliśmy już jakieś 10 minut. Przez cały ten czas nic nie mówiłem. Wolałem zamknąć się w sobie i w samotności pozadawać sobie pytania. Uciążliwą dla nas ciszę przerwał Andrzej:
-Nie zadręczaj się.
-Proszę?-wyrwał mnie z rozmyśleń.
-Mówię żebyś się nie zadręczał-powtórzył.
-Aż tak to po mnie widać?:-spytałem.
-Tak. Jeszcze nigdy takiego cię nie widziałem,a przecież znamy się bardzo długo.
-Ja też jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji,ale kurde Andrzej ja tak nie wytrzymam-żaliłem się.
-Ale nie wytrzymasz tego,że ona nie chce być z tobą czy tego,że chce,ale wie,że to nie wyjdzie?
-Sam nie wiem. Powiedz mi proszę po co ja ją zabrałem do tego Paryża?
-Chciałeś spełnić jej marzenie. Karol gdybyś wiedział,że to wszystko was spotka to na pewno byś z nią tam nie pojechał,ale nikt tego nie wiedział. Teraz musisz tylko prosić,żeby odzyskała pamięć. Tylko tyle możesz-mówił,gdy dojeżdżaliśmy już pod moje mieszkanie.
-Dlaczego jesteśmy pod moim blokiem,mieliśmy jechać się upić?-spytałem zdziwiony.
-Nigdzie nie idziesz. Odstawiam cię w mieszkaniu i tam z tobą zostanę-odpowiedział.
-Andrzej nie denerwuj mnie. Jak nie chcesz iść ze mną nic nie szkodzi pójdę sam-mówiłem odpinając pasy.
-Ale zwariowałeś? Karol proszę cię,nie wygłupiaj się.
-W takim razie chodź ze mną-powiedziałem stanowczo.
-Dobrze,pójdę-uległ.
Poszliśmy odłożyć moją torbę na górę do mieszkania. Andrzej w drodze namawiam mnie do zostania w domu,ale tym razem mu nie ulegnę. Muszę gdzieś zatopić moje smutki. Zamówiliśmy taksówkę,bo Andrzej potem nie mógł,by prowadzić. Wsiedliśmy do niej i pojechaliśmy do naszego ulubionego klubu. Kiedy byliśmy już na miejscu niczego sobie nie żałowałem:
-To samo poproszę-powiedziałem do barmana.
-Karol daj już spokój. Wystarczy ci już na dzisiaj-powstrzymywał mnie środkowy,ale na nic mu się to zdało.
-Przepraszam można się dosiądź?-spytała nas brunetka o dużych niebieskich oczach.
-A zapamięta mnie później pani?-mamrotałem coś pod nosem,nawet sam dobrze nie wiedziałem co,bo byłem już pijany.
-Nie zrozumiałam co kolega powiedział,więc jak.Mogę?-spytała ponownie.
-Myślę,że to zły pomysł. Proszę się nie obrazić,ale my już będziemy iść. Jesteśmy tu w celu zatopienia smutków,nie dla rozrywki,więc przepraszam,ale nie-powiedział Andrzej płacąc barmanowi za to co praktycznie sam ja wypiłem.
-Andrzej,ale gdzie ty idziesz. Zostańmy jeszcze,ja jeszcze nie chce wracać-mówiłem,kiedy to on złapał mnie pod zdrową rękę i zaczął prowadzić do wyjścia.
-Ooo nie już za dużo na dzisiaj. Patrz co ze sobą zrobiłeś. Powinieneś siedzieć teraz w szpitalu,a nie po klubach chodzić. Wracamy do domu!
Nie miałem siły,żeby mu się sprzeciwić. Był ode mnie w tej chwili silniejszy i trzeźwiejszy.


******************************************************
Witajcie kochani! Tyle się męczyłam ja oraz pewna osoba z tym rozdziałem,więc nie zdziwię się jak nie będzie wam się on podobał. Nie byłam w stanie napisać czegoś lepszego w zasadzie nawet nie wiem dlaczego,ale uznajmy,że następny będzie już ciekawszy. Przy okazji chciałabym wam podziękować za bardzo dobre wyświetlania <3  
PS nie poprawiałam błędów,bo u mnie zbiera się na burzę,a chciałam wam to dodać jeszcze dzisiaj. Pozdrawiam :* 
  
                                  Czytasz=Komentujesz=Motywujesz <3



 

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział :) Mam nadzieję że kolejny już niedługo :)

    OdpowiedzUsuń