**
U Oliwii i Karola:
-Karol czy ty sobie żartujesz?-spytałam zmieszana.
-Nie,to kolejny krok,który powinniśmy zrobić w naszym związku-powiedział siadając obok mnie.
-Ale tak szybko-odpowiedziałam.
-Jak szybko?-zapytał.
-No nie wiem.Tak jakoś nie jestem pewna czy to dobry pomysł-mówiłam cały czas patrząc w to co zastałam w pudełeczku.
-Jeśli tak mówisz to ja nie wiem czy ty traktujesz nasz związek poważnie-powiedział.
-Karol oczywiście,że traktuje nasz związek poważnie i dobrze wiesz,że bardzo,ale to bardzo cię kocham i nie wiem czy kiedykolwiek kochałam kogoś tak jak ciebie
-oznajmiłam.
-To jak,przyjmiesz moją propozycję?-zapytał.
-Tak.Zamieszkam z tobą-powiedziałam po chwili przemyślenia.
-Na prawdę?-spytał dla pewności.
-Tak.Jestem gotowa podjąć kolejny krok w naszym związku-mówiłam podnosząc kawałek metalu.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę-powiedział podchodząc do mnie i delikatnie mnie całując.
-To co kiedy mam się do ciebie "wprowadzić"-z akcentem na ostatnie słowo.
-Oczywiście jak najszybciej-powiedział siadając znowu na swoje miejsce.
-A pomożesz mi?-spytałam.
-No jasne-oznajmił.
Po tych słowach posprzątaliśmy za sobą i planowaliśmy od czego zacząć,bo przecież coś muszę zrobić z swoim mieszkaniem,ale i tak strasznie się cieszyłam,że Karol ukazał ten krok,bo oznacza to,że mnie kocha.
**
Z perspektywy Wiktorii:
W końcu dojechaliśmy do Bełchatowa. Przejechaliśmy na miejsce skąd Łukasz miał wyjechać autobusem do Warszawy:
-To co trzeba się pożegnać-powiedziałam gdy on skończył wyciągać swoją walizkę z bagażnika.
-Na jakiś czas,bo mam nadzieje,że jeszcze kiedyś się zobaczymy-powiedział patrząc mi w oczy.
-Też mam taką nadzieję-odparłam.
-To ja już idę-mówił otwierając swoje ramiona,aby mnie przytulić.
-Trzymaj się i pamiętaj,że jak będziesz miał jakiś problem dzwoń.Nie krępuj się-powiedziałam tuląc go mocno.
-I odwrotnie. Dziękuję Ci za tak dobrze spędzony chyba tydzień.Nawet nie wiem ile czasu tam byłem,bo przy tobie leciał tak strasznie szybko-powiedział po czym po jakiejś minucie skończył mnie przytulać.
-Ja też dziękuję-oznajmiłam i mocno go ucałowałam w policzek.
-Papa Wiki-powiedział i wziął swoją walizkę w dłoń.
-Pa Łukasz-odpowiedziałam i zniknął gdzieś w autobusie.
Gdy wsiadłam do swojego samochodu zobaczyłam,że Łukasz macha mi jeszcze i powoli odjeżdża.Przyznam,że było mi trochę smutno,bo na prawdę dobrze się bawiłam.Wyjechałam zaraz za autobusem w,którym był Łukasz.Potem już go nie widziałam.On pojechał w swoją stronę,a ja w swoją.Cieszyłam się,że było już ciemno i dość późno,bo wiedziałam,że jest mała szansa żeby zobaczyły mnie Andrzej.Jeśli dobrze pamiętam jest teraz na treningu,ale to zależy czy nie zmieniły im się godziny treningów.
Z tymi myślami dojechałam pod blok.Zaparkowałam i powoli szłam w kierunku wejścia do bloku.Przez cały ten czas prosiłam,abym nie spotkała Andrzeja,bo sama nie wiem jaka były by moja reakcja.Mogła bym się rozpłakać,zdenerwować lub wpaść w jego ramiona,które tak bardzo kochałam i nie wiem czy dalej nie kocham,mimo tego co się stało.Na moje szczęście nikogo nie spotkałam. Po cichu weszłam do swojego mieszkania i zapalając światło rozpłaszczyłam się.Cieszyłam się,że znowu wróciłam do tego miejsca.Nie zastanawiając się poszłam szybko podlać moje kwiatki,które nie wyglądały najlepiej.Gdy skończyłam tą czynność rozpakowałam swoje walizki i włożyłam brudne ubrania do pralki.Wzięłam prysznic i zaraz po tym poszłam się już położyć. Gdy gasiłam światło w korytarzu usłyszałam, że Andrzej wchodzi do swojego mieszkania.Po chwili ochłonięcia zgasiłam światło i skierowałam się w stronę swojego łóżeczka,aby w końcu się położyć.Nie miałam już nawet czasu na myślenie.Od razu zasnęłam.
**
Rano u Wiktorii:
Obudziłam się o godzinie 10 wypoczęta i gotowa do kolejnego dnia.Zdawałam sobie sprawę,że muszę iść dzisiaj do pracy porozmawiać z szefem o zaistniałej sytuacji.Wstałam z łóżka po czym pościeliłam je i zaraz skierowałam się do łazienki,aby tam zrobić poranną toaletę.Po 15 minutowej kąpieli i 20 minutowym przygotowywaniu mojego wyglądu na dzisiejszy dzień wyszłam z łazienki i poszłam zrobić sobie śniadanie oraz mocna kawę.Po skończeniu tego co zamierzyłam sobie zrobić posprzątałam za sobą i kończąc szukać telefon wyszłam z mieszkania.Do sklepu dotarłam szybko.Trochę się denerwowałam rozmową,bo nie wiedziałam czy będę mogła dalej tam pracować,a strasznie mi zależało na tej pracy,bo musiałam z czegoś żyć.Na zmianie była jakaś nowa pracownica i to mnie zmartwiło,bo po co szef zatrudniał by kogoś nowego?No po to by nie mieć o jednego pracownika mnie.Wszystko wskazywało na to,że już straciłam tą pracę.Prosiłam Dawida o wstawienie się za mnie,ale najwyraźniej nic to nie dało:
-Wiktoria!-zakrzyczał Dawid.
-We własnej osobie-odpowiedziałam i czekałam aż podbiegnie do mnie.
-Ooo matko jak ja...to znaczy my się za tobą stęskniliśmy-powiedział zamotany po czym mnie przytulił.
-Ja za tobą i wszystkimi również-oznajmiłam.
-Długo Cię tu nie było-powiedział puszczając mnie już z swoich ramion.
-Tak masz rację,ale już wróciłam i idę na rozmowę z szefem,jeśli jest?-spytałam.
-Powinien być w swoim "pokoju"-odpowiedział.
-Życz mi powodzenia-powiedziała.
-Ojj z przyda Ci się,bo szef był ostatnio strasznie wkurzony-oznajmił.
-Nie dziwię się-powiedziałam po czym skierowałam się w stronę drzwi do pokoju szefa.
Weszłam tchórzliwym krokiem po zapukaniu i pozwoleniu na wejście:
-Dzień dobry-powiedziałam wystraszona.
-Któż to zaszczycił nas swoją obecnością-odpowiedział lekko zdenerwowany.
-Wiem,że jest pan na mnie zły i oczywiście ma szef rację,ale ja chciałabym się panu wytłumaczyć-powiedziałam zamykając za sobą drzwi.
-W takim razie słucham co masz na swoje wytłumaczenie-powiedział i wskazując na krzesło,aby pokazać mi,że mogę usiądź sam to zrobił i zamienił się w słuch.
-Dziękuję-powiedziałam po czym usiadłam-Zdaję sobie sprawę,że nie powinnam tak robić.Przedłużyłam sobie urlop o tydzień,nie pytając szefa o zdanie,ale na swoje usprawiedliwienie mam tylko to,że była to bardzo ważna sprawa-objaśniłam nie dokońca sprawę.
-Gdyby nie ważyło się twoje odejście z tej pracy nie pytał bym Cię co to za sytuacja,ale muszę wiedzieć żeby rozważyć danie Ci kolejnej szansy.
-Na prawdę muszę o tym mówić?-spytałam,bo nie chciałam się tłumaczyć z spraw sercowych swojemu.
szefu.
-Jeśli zależy Ci na tej pracy to powinnaś,a jeśli nie to do widzenia-powiedział stanowczo.
-Dobrze,ale jeszcze dodam,że od 3 października zaczynam studia i nie wiem czy dam radę pogodzić pracę z nauką,ale jestem tutaj,bo nie chcę zostać bez pracy,a więc nie wiem od czego zacząć-powiedziałam.
-Dziecko najlepiej od początku-powiedział jakby milszym glosem.
Wyjaśniłam szefowi co takiego stało się,że nie było mnie tyle w pracy,a on powiedział,że da mi odpowiedź juto czy będę mogła jeszcze dalej tu pracować.Po rozmowie z szefem od razu wyszłam ze sklepu i pojechałam do najbliższego sklepu.Kupiłam co potrzebne i wróciłam do mieszkania.Gdy wchodziłam zauważyłam,że ktoś wybiega po schodach do góry.Niestety,ale to musiał być on:
-Wiktoria wpuść mnie wiem,że tam jesteś-mówił waląc w drzwi pięściami.
-Tak ja też wiem,że tu jestem,ale nie otworzę Ci-oznajmiłam.
-Będziesz tak uciekać od naszej rozmowy?-spytał.
-Tak,właśnie tak-odpowiedziałam.
-W takim razie ja wywarze te drzwi-powiedział mi całkiem przekonującym tonem.
-Andrzej nie żartuj-odpowiedziałam.
-Ale ja wcale nie żartuję.1,2,3-zaczął odliczać po czym gdy powiedział "trzy" ja otworzyłam drzwi,a on rozpędzony wbiegł do mojego mieszkania.
-No widzisz jak łatwo poszło-powiedział wstając z podłogi.
-Obydwoje wiemy,że to ja otworzyłam-oznajmiłam.
-Wiem,al;e to nie jest główny temat naszej rozmowy-powiedział podchodząc do mnie,a ja uciekłam do kuchni pod przykrywką rozpakowania zakupów.
-Kiedy wróciłaś?-spytał opierając się o blat.Dobrze wiedział o który,bo tam najczęściej podchodziłam odłożyć zakupy.
-Wczoraj wieczorem-odpowiedziałam.
-Dlaczego nie przyszłaś do mnie?-pytał.
-Dobrze wiesz dlaczego.
-Mam rozumieć,że dalej jesteś na mnie zła?-zadał kolejne pytanie.
-A jak myślisz.Rozwaliłeś nasz związek,przez ciebie mogę stracić pracę i złamałeś moje serce-wymieniłam mu wszystko wyliczając na palcach.
-Ile razy mam cię przepraszać i prosić żebyś dała mi druga szansę?-zapytał.
-Ja nie wiem czy dam ci drugą szansę.Równie dobrze mogę ułożyć sobie życie od nowa.Wiem,że nie będzie to proste,ale żyje się dalej.
-I mam patrzeć, jak ty będziesz umawiać się z chłopcami, zakochasz się w którymś i wyjdziesz za mąż,a ja będę umierał po trochu każdego dnia?
-Andrzej daj mi spokój.Wyjdź!!
-Nie wyjdę póki nie dostane odpowiedzi od ciebie-mówił ściskając mi rękę.
-Andrzej wyjdź-mówiłam.
-Andrzej,Wiktoria prosi żebyś wyszedł,więc proszę Cię spełnij jej życzenie-wtrącił się Karol,który przyszedł do Andrzeja,ale usłyszał mój głośny ton głosu.
-A ty co tu robisz?-spytał zdenerwowany Andrzej.
-Stoję i proszę abyś opuścił mieszkanie Wiki.
-Dobrze wyjdę,ale jeszcze wrócimy do tej rozmowy-po tych słowach Andrzej wściekły wyszedł z mojego mieszkania,a Karol czule przytulił mnie na przywitanie.
******************************************************
Ja bardzo was przepraszam za tak długa i nie kończącą się przerwę.Może niektórzy z was mają teraz ferie,ale ja mam dopiero jako ostatnia,gdyż mieszkam w Małopolsce. Myślę,że jak tylko zacznę ferie to będę częściej coś dodawać :) :*
KOMENTUJCIE !!!
No ja też z małopolski więc Cię rozumiem :D Ale i tak dziękuję za rozdział :) mam nadzieję, że teraz będą częściej dodawane pomimo nauki ;)
OdpowiedzUsuńbłagam o kolejny rozdział !!! a ja z Podkarpackiego :)))
OdpowiedzUsuńAch, jak to opowiadanie mi się podoba... Mimo, że bliżej mi do Sovii, niż do Skry, to nie mogę usiedzieć na miejscu, gdy czekam na nowy rozdział. No cóż, oby tak dalej i niech ewna będzie z Tobą! :) A przy okazji zapraszam do mnie: http://lekkoinni.blogspot.com
OdpowiedzUsuń