**
U Wiktorii rano o godzinie 7:00,trzy dni później,czyli dzień wyjazdu:
Zaczynałam dzisiaj na
uczelni bardzo wcześnie,ale dobrze,że się tak złożyło,bo będę mogła
jechać z Oliwią i Karolem na lotnisko pożegnać się z nimi. Po wyłączeniu
budzika i obudzeniu wszystkich swoich mięśni,wstałam i dość radosnym
krokiem ruszyłam do toalety,aby przygotować się na dzisiaj. Wybrałam
sobie taki strój,żeby było mi wygodnie przez cały dzień,bo wrócę do domu
dopiero wieczorem. Dobrze,że jutro nie mam zajęć lecz nie spędzę tego całego dnia z Andrzejem,bo mam jutro pracę.Myślałam kończąc brać
prysznic. Po zakończeniu porannej toalety wyszłam z łazienki zupełnie
inna niż do niej weszłam. Następnie szybkie,ale pożywne śniadanie i
mogłam wychodzić.
**
Rano u Karola i Oliwii(perspektywa Oli):
Wstałam dzisiaj trochę wcześniej niż chciałam,bo z nerwów przed wyjazdem nie mogłam spać.Nie wiem dlaczego, ale cała byłam w nerwach chyba czułam,że to taka pierwsza wspólna podróż z Karolem.
Jak wspomniałam wcześniej obudziłam się o wczesnej porze.Nie chciałam budzić Karola,bo jeszcze smacznie sobie spał.Poszłam do łazienki wzięłam ciepły prysznic i zrobiłam sobie makijaż.Po tych czynnościach założyłam ubrania i wzięłam się za śniadanie.Gdy na stole było już wszystko gotowe,postanowiłam już obudzić Karola,bo była już 8, a o 11:30 Andrzej miał być po nas,aby zawieść nas na lotnisko do Warszawy.Przy okazji mieli odwiedzić rodziców Andrzeja:
-Kochanie obuć się już-powiedziałam głaszcząc Karola po policzku.
-Ty już nie śpisz?-powiedział łapiąc mnie w tali i przyciągając do siebie.
-Uważaj, bo spadnę na ciebie-powiedziałam uśmiechając się do niego.
-To co,chciałbym żebyś się jeszcze koło mnie tu położyła.
-Tak,oczywiście,ale jest już trochę późno.
-To która jest godzina?-spytał przecierając powieki.
-Coś po 8,ale wiesz,że ja wolę zrobić coś szybciej i mieć czas na coś dodatkowego jak droczenie się z tobą-odpowiedziałam.
-Dobra,dobra już wstaję-odparł i skierował się do łazienki.
-No i takie podejście to ja rozumiem,ale pośpiesz się,bo śniadanie czeka-powiedziałam idąc za nim.
-Dobrze,szefowo.
On poszedł do łazienki,aby nadrobić to co ja już zrobiłam wcześniej. Na szczęście zrobił to szybko i mogliśmy zjeść razem śniadanie. Po jego zjedzeniu Karol pomógł mi posprzątać wszystko ze stołu. Wybiła godzina 10:20 i ja coraz bardziej zaczęłam się stresować. Karol mnie uspokajał i mówił, żebym się nie denerwowała. Niespodziewanie ktoś zadzwonił do drzwi,więc poszłam je otworzyć:
-Andrzej,która ta godzina?-spytałam patrząc na zegarek,którego nie miałam nawet na ręce.
-Oliwka,nie denerwuj się tak,wpadłem tylko na kawkę,bo nudziło mi się samemu w domu-wytłumaczył się,kładąc ręce na moje ramiona.
-Powiedz mi,dlaczego ja się tak denerwuję?-spytałam wpuszczając go do środka.
-Nie wiem,ale napewno to minie-odpowiedział ściągając bluzę.
-Siema stary-powiedział Karol z luzem w głosie.
-Witam,ty też tak wariujesz?-spytał.
-Ja wcale nie wariuje,ja tylko się stresuję,a to co innego-powiedziałam wstawiając wodę na kawę.
-Dobrze,już Cię nie denerwuję-powiedział Andrzej kierując się do kuchni.
-Dziękuję,ależ ty dobry-odpowiedziałam puszczając w jego stronę szyderczy uśmiech.
-Spakowani?-zapytał zmieniając temat.
-Tak już wczoraj się spakowaliśmy,a powiedz mi co z Wiką?
-Zgarniemy ją z pod uczelni-odpowiedział.
-Pewnie jedzie tylko dlatego,że chce się z nami pożegnać. O jaka ona dobra-powiedział Karol zajmujący sobie miejsce przy stole.
-Tak to też,ale planujemy,że po tym jak was odstawimy na lotnisko odwiedzimy moich rodziców,bo przecież dawno się z nimi nie widziałem-wytłumaczył.
-No trochę czasu to mało powiedziane,też chętnie bym ich odwiedził-powiedział Karol uśmiechając się do mnie.
-Co Ci chodzi po głowie?-spytałam wnioskując po jego uśmiechy,że coś ma na myśli.
-Musimy ich kiedyś odwiedzić,bo dom Andrzeja to mój drugi dom-powiedział patrząc na Andrzeja.
-Napewno się ucieszą-oznajmił Andrzej.
Czas do wyjazdu zleciał mi w miłym towarzystwie. Rozmawiałam z chłopakami o wszystkim,a zarówno o niczym. Cieszyłam się,że w końcu nadszedł ten moment, w którym wychodzimy z domu,aby zaraz po tej czynności skierować się z walizkami do samochodu Andrzeja.
**
Z perspektywy Wiktorii:
Skończyłam właśnie zajęcia i nie zwlekając wyszłam z uczelni,aby jeszcze przeze mnie Oliwia z Karolem nie spóźnili się na samolot. Na moje szczęście właśnie w tym samym momencie co wyszłam oni podjechali po mnie. Zauważyłam Andrzeja i Karola w przodzie w okularach, wyglądali bardzo ładnie. Podbiegłam do auta i weszłam do tyłu po stronie pasażera:
-Witam wszystkich-powiedziałam zapinając pasy.
-Witamy-odpowiedział Karol.
-Cześć misia-mówiłam przytulając się z nią na przywitanie.
-No hej-odpowiedziała dość spokojnym tonem jak na nią.
-Cześć kochanie-powiedziałam dając mu całusa w policzek,bo tylko taką miałam możliwość.
-Hej skarbie-odpowiedział lecz dalej zachował twarz dobrego kierowcy.
-A ja to co,niewidzialny?-spytał Karol odwracając się do tyłu.
-Powiedziałabym,że najlepsze zostawiam na koniec,ale wiesz,że nie mogę-powiedziałam mu na ucho po czym on jak i ja zaczęliśmy się śmiać.
W czasie drogi na lotnisko ja z Oliwią rozmawialiśmy na damskie tematy,a Andrzej z Karolem jak pewnie się domyślacie wręcz przeciwnie. Od czasu do czasu wtrącałyśmy się z Oli do ich rozmowy,ale po jakimś czasie nasuwał się znienacka inny jakiś nie zrozumiały temat dla żeńskiej części podróży i znowy rozmawialiśmy oddzielnie:
-Nie jesteście głodni?-spytał Karol.
-Oj zjadłbym coś dobrego-mówił Andrzej skupiony na drodze.
-Mam w torbie kanapki,chcecie?-spytała Oliwia patrząc na torbę.
-Kochanie u Andrzeja coś dobrego to zapiekanka,hot-dog lub hamburger-odpowiedział Karol patrząc na Andrzeja,a Andrzej na niego.
-A wcale,że nie. Z chęcią zjem Oliwki kanapkę-oznajmił zaskakując Karola.
-Ja nie wiem,ale z nim coś jest nie tak-mówił Karol pokazując palcem na Wronkę.
-Zapewniam Cię Karol,że wszystko w porządku,mam ochotę na kanapkę,więc skorzystam z okazji i sobie ją zjem-odparł Andrzej zatrzymując się.
-I oby tak dalej Andrzej-odpowiedziałam głaszcząc go po głowie.
-Pantoflarz-powiedział Karol biorąc od Oliwii przekąskę.
-A ty niby co? Powiedziałeś tak,bo sam chciałeś zjeść coś z KFC-powiedział Andrzej biorąc pierwszy gryz.
-No dobra przyznaję się-powiedział Karol po czym dostał nie miłe spojrzenie od Oliwii,ale zaraz załagodził sprawę.
**
Na lotnisku (perspektywa Wiktorii):
-No to co,czas się pożegnać-powiedział Andrzej oddając walizkę Oliwii.
-Będę tęsknić-powiedziała Oliwia kierując te słowa w moją stronę.
-Daj spokój to tylko tydzień,a poza tym i tak zapomnisz o mnie,bo będziesz miała napewno co tam robić-odpowiedziałam przytulając się do niej mocno.
-Obiecuję,że będę dzwonić i,że o tobie nie zapomnę głuptasie-oznajmił uśmiechając się do mnie.
-Karol to o której macie samolot powrotny?-spytał Andrzej.
-O 16:45 będziemy w Warszawie,ale dlaczego pytasz?-zapytał Karol.
-No jak to po co, przecież nie będziecie ciągli z buta aż z Warszawy-oznajmił Andrzej śmiejąc się.
-Nie będziesz specjalnie przyjeżdżał po nas i tak jestem Ci dłużny przysługę,że nas zawiozłeś,a po powrocie do Polski pojedziemy taksówką do Bełchatowa?-oznajmił Karol po czym Andrzej zrobił wielkie oczy.
-Będziesz jechał 161 kilosów taksówką?-zapytał zdziwiony.
-No tak,a co raz się żyję-odparł Karol obejmując ramieniem Oliwię,stojącą obok niego.
-Mówisz serio?-zapytał Andrzej dla pewności.
-Jeszcze nie wiem,ale dam Ci znać dzień przed odlotem,a poza tym mamy wtedy trening,a nie możesz przecież go opuścić tylko przez to,że musisz po nas przyjechać-odrzekł Karol poprawiając włosy.
-W takim razie będę czekał na twoją odpowiedź,a teraz chodź się pożegnamy-powiedział Andrzej.
-Haha no dobra-odpowiedział Karol.
-To co Oliwka miłych chwil w tym Paryżu,bo zapewniam Cię,że takie będą-powiedział Andrzej tuląc ją mocno.
-No dziękuję i też tak myślę-odpowiedziała dając mu jeszcze całusa w policzek.
-Wiki no chodź tu do mnie-odparł Karol otwierając ramiona.
-Idę,już idę-odpowiedziałam uśmiechając się do niego i wpadając w niego.
-Powodzenie wiesz z czym i mam nadzieję,że tego nie zapomniałeś-powiedziałam muna ucho w czasie gdy Oliwia rozmawiała jeszcze z Andrzejem.
-Też mam taką nadzieję-odpowiedział śmiejąc się cichutko.
-Nie żartuj, ja myślę,że nie stchórzysz i wrócisz z tego Paryża jako zaręczony-powiedziałam cichym tonem.
-Ja nigdy nie tchórze-odpowiedział po czym jeszcze raz mnie przytulił.
-Dobra uciekajcie już,bo się spóźnicie-powiedział Andrzej.
-Tak masz rację,chodźmy już Oliwia-powiedział Karol patrząc na zegarek.
-W takim razie chodźmy-powiedziała posłusznie-Wiki zadzwonię jak tylko będziemy na miejscu.
-Czekam-powiedziałam machając jej, po czym razem z Karolem znikli w tłumie osób.
Razem z Andrzejem wyszłam z lotniska i skierowaliśmy się na miejsce gdzie zaparkowaliśmy samochód:
-To co teraz do moich rodziców-powiedział otwierając mi drzwi.
-Tak,ale pomyślałam,że można by było kupić twojej mamie jakieś kwiaty,ucieszyła by się-odpowiedziałam wsiadając do samochodu.
-A wiesz,o tym samym myślałem i jest taka dość dobra kwiaciarnia chyba 2 kilometry przed domem moich rodziców,więc się możemy w niej zatrzymać i kupić ładny bukiet-odpowiedział po zajęciu miejsca kierowcy.
-A dla twojego taty?-spytałam poprawiając wygląd.
-Nie martw się o tym też pomyślałem i mam małe co-nieco w bagażniku-oznajmił uśmiechając się.
Po jego odpowiedzi ruszyliśmy w drogę,aby za jakieś kilkanaście minut zawitać w drzwiach rodziców Andrzeja.
**
W kwiaciarni:
-Słucham w czym mogę pomóc-powiedział miły stary pan.
-Poszukujemy niewielkiego bukietu może być z tulipanów-odpowiedział Andrzej patrząc na dziwnie zachowującego się kolesia,który mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Mamy teraz na miejscu tylko żółte,czy odpowiada panu?-spytał szukając wzrokiem innych kolorów kwiatów.
-Tak,oczywiście-odpowiedział po czym przybliżyłam się do niego.
-W takim razie musi dać mi pan chwilkę pójdę na zaplecze,bo tam powinny być te z tych ładniejszych-oznajmił sprzedawca i zniknął za drzwiami przez,które wyszedł dziwnie zachowujący się mężczyzna.
-Przepraszam czy ja mam coś na twarzy,bo gapi się tak pan,jak by człowieka nie widział-powiedziałam lekko już zdenerwowana tą sytuacją.
-Grzeczniej proszę-odpowiedział oschle.
-Nie mam takiego zamiaru,kochanie poczekam na zewnątrz-odpowiedziałam patrząc na niego przez cały czas.
-Dobrze-powiedział Andrzej,który dobrze wiedział,że nie musi się odzywać,bo sama dam sobie z nim rady,ale widziałam po nim jak nie mógł już wytrzymać.
Wyszłam z kwiaciarni i oddychając dość świeżym powietrzem jak na Warszawę oparłam się o samochód:
-Zobaczymy czy teraz też będziesz mieć taki nie wyparzony język-powiedział głos przed chwilą słyszany,musiał wyjść zapleczem żeby teraz tu przy mnie stać.
-Nie przypominam sobie kiedy to my przeszliśmy na ty-odpowiedziałam wyglądając za Andrzejem.
-Szybko nie wyjdzie to stary dziadek,który bardzo się guzdra-mówił patrząc na mnie.
-W takim razie może pójdziesz i mu pomożesz,bo jakoś nie mam ochoty z tobą rozmawiać-powiedziałam kierując się w stronę drzwi od samochodu.
-Czemu tak szybko uciekasz-powiedział grodząc mi drogę.
-Szukasz guza?-mówiłam wymierzając dobrze cios na jego policzku,ale ona złapał mi dłoń.
-Coś mi się nie wydaję-odpowiedział uśmiechając się.
-Puść,bo zacznę krzyczeć,chcesz tego?-ostrzegałam go.
-A spróbuj tylko..
-Nie boję się ciebie-mówiłam otwierając usta w celu wykrzyczenia głośnego "Andrzej",ale nie udało mi się to,bo on szybko zakrył mi usta.
-Nie jesteś taka sprytna na jaką wyglądasz-powiedział puszczając mi obleśnego buziaka po czym nie myśląc ugryzłam go w rękę i pomyślałam fujj.
-Oo ty...
-No dokończ-mówiłam wykręcając mu rękę-I co głupio Ci teraz-powiedziałam lekko puszczając.
-Teraz Ci nie daruję-odpowiedział rzucając się na mnie,a ja wyczuwając go odsunęłam się troszkę w prawo,a on wleciał w dość wysokie auto Andrzeja.
-Zabierasz się za dziewczynę,a sam zachowujesz się gorzej niż laska bez mózgu.
-Mówisz tak,bo wiesz co to znaczy-odpowiedział chamsko.
-Jakimi argumentami potwierdzisz swoją tezę,co?-spytałam patrząc na niego z obrzydzeniem.
-Gdybym Cię znał napewno zgromadziłbym ich dużo.
-Ale na szczęście mnie nie znasz i tego się trzymajmy- powiedziałam klepiąc go w ramię i otwierając drzwi chciałam już wsiąść,ale on nie przepuścił.
-I co myślisz,że sobie tak poprostu wejdziesz?-spytał przybliżając się do mnie bardzo blisko.
-Odejdź,albo przytnę Ci palce,wybieraj-nie rezygnował.
-Co tam mi z tych palców-mówił przez cały czas patrząc na moje usta.
-Jeśli po twojej pustej głowie chodzą te myśli,które myślę,że chodzą na twoim miejscu bym z nich zrezygnowała,bo kiedyś ten pan skończy kasować te kwiatki-mówiłam chcąc się od niego odsunąć,ale nie mogłam,gdyż mnie zablokował z wszystkich stron.
-To prawie zdążymy-mówił zbliżając swoją okropną twarz coraz bliżej mnie.
-Dlaczego to robisz,będziesz miał z tego satysfakcję,hhh?-próbowałam wpłynąć na jego psychikę.
-No nie daj się prosić-mówił patrząc mi w oczy,a ja czekałam tylko aż Andrzej już przyjdzie.
-Nie wiem skąd biorą się tacy ludzie jak ty,ale wiem jedno,że nie pozwolę na to,żebyś mnie pocałował-mówiłam wyrywając się,ale na darmo.
-Takie dziewczyny lubię-oznajmił mówiąc mi na ucho.
-Proszę Cię,puść mnie i nie rób sobie ani mi problemów-nie miałam już siły się z nim droczyć.
-Nie wiem co masz na myśli mówiąc "sobie".
-Andrzej proszę Cię wyjdź-zaczęłam krzyczeć.
-Przez te drzwi słabo słychać-mówił ściskając mnie jeszcze mocniej.
-Wiesz co o tobie myślę?
-Nie wiem,ale napewno się dowiem.
-Jesteś obleśnym samcem,który nie traktuję kobiet na powarznie,ale wręcz przeciwnie,dlatego żadna Cię nie chce i próbujesz mnie wziąć na siłę,ale ja Ci się nie dam,bo prędzej...-nie zdążyłam dokończyć,bo on przybliżył się do mnie jak najbliżej mógł i prawie wyszedł mu jego plan,ale Andrzej wyszedł w końcu z tej cholernej kwiaciarni i oderwał go ode mnie po czym lewy sierpowy i zbok leży:
-I spróbuj jeszcze kiedykolwiek o niej pomyśleć,a nie będziesz miał życia-powiedział Andrzej dobijając go jeszcze.
-A co ty sobie myślisz,że nie mogłem sobie na chwile jej użyczyć?-spytał ocierając nos z krwi.
-Nie jestem niczyją własnością,a już napewno nie twoją-oznajmiłam i wymierzyłam mu jeszcze jeden cios w twarz.
-Koleś jeśli nie chcesz zginąć na tym marnym parkingu to wstań i zejdź mi z oczu,bo dostaniesz jeszcze raz tylko,że o wiele mocniej-ostrzegł go,bo wiedział,że odpuści.
-Dobra,dobra już idę,ale nie zapomnę tego co było-powiedział w moją stronę.
-Słucham?-spytał Andrzej podciągając go do góry za zakrwawioną bluzę.
-To co słyszałeś-dopowiedział i wyrwał się mu po czym znikł za budynkiem.Andrzej chciał go jeszcze dopaść,ale nie pozwoliłam mu na to:
-Andrzej daj spokój-powiedział zatrzymując go.
-Wszystko dobrze?-spytał tuląc mnie.
-Nie nawiedzę mojej twarzy,bo dla takich jak on to wizytówka,którą jak na ten czas chcę się pozbyć-mówiłam tuląc się do niego w te odpowiednie ramiona,które koją mój ból i uspokajają mnie.
-Nie mów tak, to przykre,że prawie każdy patrzy na twarz,ale zapewniam Cię,że dla mnie ważne jest to co masz w sercu-mówił łapiąc mnie za rękę.
-Wiem kochanie,wiem-odpowiedziałam wtulając się w niego.
-Pójdę na niego donieść do tego sprzedawcy,chcesz?-spytał otwierając mi drzwi.
-Nie,jeźdźmy już stąd,proszę-mówiłam całując go,bo chciałam zapomnieć o sytuacji,która miała przed chwilą miejsce.
-Dobrze-odpowiedział zamykając drzwi.
Gdy Andrzej wsiadł zobaczyłam jeszcze tą twarz, z która przed chwilą miałam do czynienia:
-Andrzej!-wyrwałam się-Nie możemy tak tego zostawić,on nie może traktować tak dziewczyn.
-To co mam wrócić?
-Nie,nie zostawiaj mnie-powiedziałam.
-Tata napewno będzie wiedział jak on się nazywa,bo zna tu wszystkich,więc razem z nim się tym zajmiemy,a teraz jedźmy już,bo te kwiatki nie wyglądają za ładnie,z resztą ty też zesmutniałaś,jak mogę poprawić Ci humor?-spytał.
-Poprostu mnie pocałuj-powiedziałam uśmiechając się po czym wtopiłam się w jego usta.
Gdy wyjeżdżaliśmy,aby zamknąć jego temat pokazałam mu grzecznie fucka i pojechaliśmy w stronę domu rodzinnego Andrzeja.
*********************************************************
Myślę,że rozdział się wam podoba <3 dziękuję za tak rewelacyjne wyświetlanie :*
Super. Dużo uśmiechu i lekka obawa o Wiktorie. Idealnie zbilansowane :)
OdpowiedzUsuńświetny czekam :# :**
OdpowiedzUsuń