U Wiktorii rano o godzinie 7:00,trzy dni później,czyli dzień wyjazdu:

**
Rano u Karola i Oliwii(perspektywa Oli):
Wstałam dzisiaj trochę wcześniej niż chciałam,bo z nerwów przed wyjazdem nie mogłam spać.Nie wiem dlaczego, ale cała byłam w nerwach chyba czułam,że to taka pierwsza wspólna podróż z Karolem.

-Kochanie obuć się już-powiedziałam głaszcząc Karola po policzku.
-Ty już nie śpisz?-powiedział łapiąc mnie w tali i przyciągając do siebie.
-Uważaj, bo spadnę na ciebie-powiedziałam uśmiechając się do niego.
-To co,chciałbym żebyś się jeszcze koło mnie tu położyła.
-Tak,oczywiście,ale jest już trochę późno.
-To która jest godzina?-spytał przecierając powieki.
-Coś po 8,ale wiesz,że ja wolę zrobić coś szybciej i mieć czas na coś dodatkowego jak droczenie się z tobą-odpowiedziałam.
-Dobra,dobra już wstaję-odparł i skierował się do łazienki.
-No i takie podejście to ja rozumiem,ale pośpiesz się,bo śniadanie czeka-powiedziałam idąc za nim.
-Dobrze,szefowo.
On poszedł do łazienki,aby nadrobić to co ja już zrobiłam wcześniej. Na szczęście zrobił to szybko i mogliśmy zjeść razem śniadanie. Po jego zjedzeniu Karol pomógł mi posprzątać wszystko ze stołu. Wybiła godzina 10:20 i ja coraz bardziej zaczęłam się stresować. Karol mnie uspokajał i mówił, żebym się nie denerwowała. Niespodziewanie ktoś zadzwonił do drzwi,więc poszłam je otworzyć:
-Andrzej,która ta godzina?-spytałam patrząc na zegarek,którego nie miałam nawet na ręce.
-Oliwka,nie denerwuj się tak,wpadłem tylko na kawkę,bo nudziło mi się samemu w domu-wytłumaczył się,kładąc ręce na moje ramiona.
-Powiedz mi,dlaczego ja się tak denerwuję?-spytałam wpuszczając go do środka.
-Nie wiem,ale napewno to minie-odpowiedział ściągając bluzę.
-Siema stary-powiedział Karol z luzem w głosie.
-Witam,ty też tak wariujesz?-spytał.
-Ja wcale nie wariuje,ja tylko się stresuję,a to co innego-powiedziałam wstawiając wodę na kawę.
-Dobrze,już Cię nie denerwuję-powiedział Andrzej kierując się do kuchni.
-Dziękuję,ależ ty dobry-odpowiedziałam puszczając w jego stronę szyderczy uśmiech.
-Spakowani?-zapytał zmieniając temat.
-Tak już wczoraj się spakowaliśmy,a powiedz mi co z Wiką?
-Zgarniemy ją z pod uczelni-odpowiedział.
-Pewnie jedzie tylko dlatego,że chce się z nami pożegnać. O jaka ona dobra-powiedział Karol zajmujący sobie miejsce przy stole.
-Tak to też,ale planujemy,że po tym jak was odstawimy na lotnisko odwiedzimy moich rodziców,bo przecież dawno się z nimi nie widziałem-wytłumaczył.
-No trochę czasu to mało powiedziane,też chętnie bym ich odwiedził-powiedział Karol uśmiechając się do mnie.
-Co Ci chodzi po głowie?-spytałam wnioskując po jego uśmiechy,że coś ma na myśli.
-Musimy ich kiedyś odwiedzić,bo dom Andrzeja to mój drugi dom-powiedział patrząc na Andrzeja.
-Napewno się ucieszą-oznajmił Andrzej.
Czas do wyjazdu zleciał mi w miłym towarzystwie. Rozmawiałam z chłopakami o wszystkim,a zarówno o niczym. Cieszyłam się,że w końcu nadszedł ten moment, w którym wychodzimy z domu,aby zaraz po tej czynności skierować się z walizkami do samochodu Andrzeja.
**
Z perspektywy Wiktorii:
Skończyłam właśnie zajęcia i nie zwlekając wyszłam z uczelni,aby jeszcze przeze mnie Oliwia z Karolem nie spóźnili się na samolot. Na moje szczęście właśnie w tym samym momencie co wyszłam oni podjechali po mnie. Zauważyłam Andrzeja i Karola w przodzie w okularach, wyglądali bardzo ładnie. Podbiegłam do auta i weszłam do tyłu po stronie pasażera:
-Witam wszystkich-powiedziałam zapinając pasy.
-Witamy-odpowiedział Karol.
-Cześć misia-mówiłam przytulając się z nią na przywitanie.
-No hej-odpowiedziała dość spokojnym tonem jak na nią.
-Cześć kochanie-powiedziałam dając mu całusa w policzek,bo tylko taką miałam możliwość.
-Hej skarbie-odpowiedział lecz dalej zachował twarz dobrego kierowcy.
-A ja to co,niewidzialny?-spytał Karol odwracając się do tyłu.
-Powiedziałabym,że najlepsze zostawiam na koniec,ale wiesz,że nie mogę-powiedziałam mu na ucho po czym on jak i ja zaczęliśmy się śmiać.
W czasie drogi na lotnisko ja z Oliwią rozmawialiśmy na damskie tematy,a Andrzej z Karolem jak pewnie się domyślacie wręcz przeciwnie. Od czasu do czasu wtrącałyśmy się z Oli do ich rozmowy,ale po jakimś czasie nasuwał się znienacka inny jakiś nie zrozumiały temat dla żeńskiej części podróży i znowy rozmawialiśmy oddzielnie:
-Nie jesteście głodni?-spytał Karol.
-Oj zjadłbym coś dobrego-mówił Andrzej skupiony na drodze.
-Mam w torbie kanapki,chcecie?-spytała Oliwia patrząc na torbę.
-Kochanie u Andrzeja coś dobrego to zapiekanka,hot-dog lub hamburger-odpowiedział Karol patrząc na Andrzeja,a Andrzej na niego.
-A wcale,że nie. Z chęcią zjem Oliwki kanapkę-oznajmił zaskakując Karola.
-Ja nie wiem,ale z nim coś jest nie tak-mówił Karol pokazując palcem na Wronkę.
-Zapewniam Cię Karol,że wszystko w porządku,mam ochotę na kanapkę,więc skorzystam z okazji i sobie ją zjem-odparł Andrzej zatrzymując się.
-I oby tak dalej Andrzej-odpowiedziałam głaszcząc go po głowie.
-Pantoflarz-powiedział Karol biorąc od Oliwii przekąskę.
-A ty niby co? Powiedziałeś tak,bo sam chciałeś zjeść coś z KFC-powiedział Andrzej biorąc pierwszy gryz.
-No dobra przyznaję się-powiedział Karol po czym dostał nie miłe spojrzenie od Oliwii,ale zaraz załagodził sprawę.
**
Na lotnisku (perspektywa Wiktorii):
-No to co,czas się pożegnać-powiedział Andrzej oddając walizkę Oliwii.
-Będę tęsknić-powiedziała Oliwia kierując te słowa w moją stronę.
-Daj spokój to tylko tydzień,a poza tym i tak zapomnisz o mnie,bo będziesz miała napewno co tam robić-odpowiedziałam przytulając się do niej mocno.
-Obiecuję,że będę dzwonić i,że o tobie nie zapomnę głuptasie-oznajmił uśmiechając się do mnie.
-Karol to o której macie samolot powrotny?-spytał Andrzej.
-O 16:45 będziemy w Warszawie,ale dlaczego pytasz?-zapytał Karol.
-No jak to po co, przecież nie będziecie ciągli z buta aż z Warszawy-oznajmił Andrzej śmiejąc się.
-Nie będziesz specjalnie przyjeżdżał po nas i tak jestem Ci dłużny przysługę,że nas zawiozłeś,a po powrocie do Polski pojedziemy taksówką do Bełchatowa?-oznajmił Karol po czym Andrzej zrobił wielkie oczy.
-Będziesz jechał 161 kilosów taksówką?-zapytał zdziwiony.
-No tak,a co raz się żyję-odparł Karol obejmując ramieniem Oliwię,stojącą obok niego.
-Mówisz serio?-zapytał Andrzej dla pewności.
-Jeszcze nie wiem,ale dam Ci znać dzień przed odlotem,a poza tym mamy wtedy trening,a nie możesz przecież go opuścić tylko przez to,że musisz po nas przyjechać-odrzekł Karol poprawiając włosy.
-W takim razie będę czekał na twoją odpowiedź,a teraz chodź się pożegnamy-powiedział Andrzej.
-Haha no dobra-odpowiedział Karol.
-To co Oliwka miłych chwil w tym Paryżu,bo zapewniam Cię,że takie będą-powiedział Andrzej tuląc ją mocno.
-No dziękuję i też tak myślę-odpowiedziała dając mu jeszcze całusa w policzek.
-Wiki no chodź tu do mnie-odparł Karol otwierając ramiona.
-Idę,już idę-odpowiedziałam uśmiechając się do niego i wpadając w niego.
-Powodzenie wiesz z czym i mam nadzieję,że tego nie zapomniałeś-powiedziałam muna ucho w czasie gdy Oliwia rozmawiała jeszcze z Andrzejem.
-Też mam taką nadzieję-odpowiedział śmiejąc się cichutko.
-Nie żartuj, ja myślę,że nie stchórzysz i wrócisz z tego Paryża jako zaręczony-powiedziałam cichym tonem.
-Ja nigdy nie tchórze-odpowiedział po czym jeszcze raz mnie przytulił.
-Dobra uciekajcie już,bo się spóźnicie-powiedział Andrzej.
-Tak masz rację,chodźmy już Oliwia-powiedział Karol patrząc na zegarek.
-W takim razie chodźmy-powiedziała posłusznie-Wiki zadzwonię jak tylko będziemy na miejscu.
-Czekam-powiedziałam machając jej, po czym razem z Karolem znikli w tłumie osób.
Razem z Andrzejem wyszłam z lotniska i skierowaliśmy się na miejsce gdzie zaparkowaliśmy samochód:
-To co teraz do moich rodziców-powiedział otwierając mi drzwi.
-Tak,ale pomyślałam,że można by było kupić twojej mamie jakieś kwiaty,ucieszyła by się-odpowiedziałam wsiadając do samochodu.
-A wiesz,o tym samym myślałem i jest taka dość dobra kwiaciarnia chyba 2 kilometry przed domem moich rodziców,więc się możemy w niej zatrzymać i kupić ładny bukiet-odpowiedział po zajęciu miejsca kierowcy.
-A dla twojego taty?-spytałam poprawiając wygląd.
-Nie martw się o tym też pomyślałem i mam małe co-nieco w bagażniku-oznajmił uśmiechając się.
Po jego odpowiedzi ruszyliśmy w drogę,aby za jakieś kilkanaście minut zawitać w drzwiach rodziców Andrzeja.
**
W kwiaciarni:
-Słucham w czym mogę pomóc-powiedział miły stary pan.
-Poszukujemy niewielkiego bukietu może być z tulipanów-odpowiedział Andrzej patrząc na dziwnie zachowującego się kolesia,który mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Mamy teraz na miejscu tylko żółte,czy odpowiada panu?-spytał szukając wzrokiem innych kolorów kwiatów.
-Tak,oczywiście-odpowiedział po czym przybliżyłam się do niego.
-W takim razie musi dać mi pan chwilkę pójdę na zaplecze,bo tam powinny być te z tych ładniejszych-oznajmił sprzedawca i zniknął za drzwiami przez,które wyszedł dziwnie zachowujący się mężczyzna.
-Przepraszam czy ja mam coś na twarzy,bo gapi się tak pan,jak by człowieka nie widział-powiedziałam lekko już zdenerwowana tą sytuacją.
-Grzeczniej proszę-odpowiedział oschle.
-Nie mam takiego zamiaru,kochanie poczekam na zewnątrz-odpowiedziałam patrząc na niego przez cały czas.
-Dobrze-powiedział Andrzej,który dobrze wiedział,że nie musi się odzywać,bo sama dam sobie z nim rady,ale widziałam po nim jak nie mógł już wytrzymać.
Wyszłam z kwiaciarni i oddychając dość świeżym powietrzem jak na Warszawę oparłam się o samochód:
-Zobaczymy czy teraz też będziesz mieć taki nie wyparzony język-powiedział głos przed chwilą słyszany,musiał wyjść zapleczem żeby teraz tu przy mnie stać.
-Nie przypominam sobie kiedy to my przeszliśmy na ty-odpowiedziałam wyglądając za Andrzejem.
-Szybko nie wyjdzie to stary dziadek,który bardzo się guzdra-mówił patrząc na mnie.
-W takim razie może pójdziesz i mu pomożesz,bo jakoś nie mam ochoty z tobą rozmawiać-powiedziałam kierując się w stronę drzwi od samochodu.
-Czemu tak szybko uciekasz-powiedział grodząc mi drogę.
-Szukasz guza?-mówiłam wymierzając dobrze cios na jego policzku,ale ona złapał mi dłoń.
-Coś mi się nie wydaję-odpowiedział uśmiechając się.
-Puść,bo zacznę krzyczeć,chcesz tego?-ostrzegałam go.
-A spróbuj tylko..
-Nie boję się ciebie-mówiłam otwierając usta w celu wykrzyczenia głośnego "Andrzej",ale nie udało mi się to,bo on szybko zakrył mi usta.
-Nie jesteś taka sprytna na jaką wyglądasz-powiedział puszczając mi obleśnego buziaka po czym nie myśląc ugryzłam go w rękę i pomyślałam fujj.
-Oo ty...
-No dokończ-mówiłam wykręcając mu rękę-I co głupio Ci teraz-powiedziałam lekko puszczając.
-Teraz Ci nie daruję-odpowiedział rzucając się na mnie,a ja wyczuwając go odsunęłam się troszkę w prawo,a on wleciał w dość wysokie auto Andrzeja.
-Zabierasz się za dziewczynę,a sam zachowujesz się gorzej niż laska bez mózgu.
-Mówisz tak,bo wiesz co to znaczy-odpowiedział chamsko.
-Jakimi argumentami potwierdzisz swoją tezę,co?-spytałam patrząc na niego z obrzydzeniem.
-Gdybym Cię znał napewno zgromadziłbym ich dużo.
-Ale na szczęście mnie nie znasz i tego się trzymajmy- powiedziałam klepiąc go w ramię i otwierając drzwi chciałam już wsiąść,ale on nie przepuścił.
-I co myślisz,że sobie tak poprostu wejdziesz?-spytał przybliżając się do mnie bardzo blisko.
-Odejdź,albo przytnę Ci palce,wybieraj-nie rezygnował.
-Co tam mi z tych palców-mówił przez cały czas patrząc na moje usta.
-Jeśli po twojej pustej głowie chodzą te myśli,które myślę,że chodzą na twoim miejscu bym z nich zrezygnowała,bo kiedyś ten pan skończy kasować te kwiatki-mówiłam chcąc się od niego odsunąć,ale nie mogłam,gdyż mnie zablokował z wszystkich stron.
-To prawie zdążymy-mówił zbliżając swoją okropną twarz coraz bliżej mnie.
-Dlaczego to robisz,będziesz miał z tego satysfakcję,hhh?-próbowałam wpłynąć na jego psychikę.
-No nie daj się prosić-mówił patrząc mi w oczy,a ja czekałam tylko aż Andrzej już przyjdzie.
-Nie wiem skąd biorą się tacy ludzie jak ty,ale wiem jedno,że nie pozwolę na to,żebyś mnie pocałował-mówiłam wyrywając się,ale na darmo.
-Takie dziewczyny lubię-oznajmił mówiąc mi na ucho.
-Proszę Cię,puść mnie i nie rób sobie ani mi problemów-nie miałam już siły się z nim droczyć.
-Nie wiem co masz na myśli mówiąc "sobie".
-Andrzej proszę Cię wyjdź-zaczęłam krzyczeć.
-Przez te drzwi słabo słychać-mówił ściskając mnie jeszcze mocniej.
-Wiesz co o tobie myślę?
-Nie wiem,ale napewno się dowiem.
-Jesteś obleśnym samcem,który nie traktuję kobiet na powarznie,ale wręcz przeciwnie,dlatego żadna Cię nie chce i próbujesz mnie wziąć na siłę,ale ja Ci się nie dam,bo prędzej...-nie zdążyłam dokończyć,bo on przybliżył się do mnie jak najbliżej mógł i prawie wyszedł mu jego plan,ale Andrzej wyszedł w końcu z tej cholernej kwiaciarni i oderwał go ode mnie po czym lewy sierpowy i zbok leży:
-I spróbuj jeszcze kiedykolwiek o niej pomyśleć,a nie będziesz miał życia-powiedział Andrzej dobijając go jeszcze.
-A co ty sobie myślisz,że nie mogłem sobie na chwile jej użyczyć?-spytał ocierając nos z krwi.
-Nie jestem niczyją własnością,a już napewno nie twoją-oznajmiłam i wymierzyłam mu jeszcze jeden cios w twarz.
-Koleś jeśli nie chcesz zginąć na tym marnym parkingu to wstań i zejdź mi z oczu,bo dostaniesz jeszcze raz tylko,że o wiele mocniej-ostrzegł go,bo wiedział,że odpuści.
-Dobra,dobra już idę,ale nie zapomnę tego co było-powiedział w moją stronę.
-Słucham?-spytał Andrzej podciągając go do góry za zakrwawioną bluzę.
-To co słyszałeś-dopowiedział i wyrwał się mu po czym znikł za budynkiem.Andrzej chciał go jeszcze dopaść,ale nie pozwoliłam mu na to:
-Andrzej daj spokój-powiedział zatrzymując go.
-Wszystko dobrze?-spytał tuląc mnie.
-Nie nawiedzę mojej twarzy,bo dla takich jak on to wizytówka,którą jak na ten czas chcę się pozbyć-mówiłam tuląc się do niego w te odpowiednie ramiona,które koją mój ból i uspokajają mnie.
-Nie mów tak, to przykre,że prawie każdy patrzy na twarz,ale zapewniam Cię,że dla mnie ważne jest to co masz w sercu-mówił łapiąc mnie za rękę.
-Wiem kochanie,wiem-odpowiedziałam wtulając się w niego.
-Pójdę na niego donieść do tego sprzedawcy,chcesz?-spytał otwierając mi drzwi.
-Nie,jeźdźmy już stąd,proszę-mówiłam całując go,bo chciałam zapomnieć o sytuacji,która miała przed chwilą miejsce.
-Dobrze-odpowiedział zamykając drzwi.
Gdy Andrzej wsiadł zobaczyłam jeszcze tą twarz, z która przed chwilą miałam do czynienia:
-Andrzej!-wyrwałam się-Nie możemy tak tego zostawić,on nie może traktować tak dziewczyn.
-To co mam wrócić?
-Nie,nie zostawiaj mnie-powiedziałam.
-Tata napewno będzie wiedział jak on się nazywa,bo zna tu wszystkich,więc razem z nim się tym zajmiemy,a teraz jedźmy już,bo te kwiatki nie wyglądają za ładnie,z resztą ty też zesmutniałaś,jak mogę poprawić Ci humor?-spytał.
-Poprostu mnie pocałuj-powiedziałam uśmiechając się po czym wtopiłam się w jego usta.
Gdy wyjeżdżaliśmy,aby zamknąć jego temat pokazałam mu grzecznie fucka i pojechaliśmy w stronę domu rodzinnego Andrzeja.
*********************************************************
Myślę,że rozdział się wam podoba <3 dziękuję za tak rewelacyjne wyświetlanie :*
Super. Dużo uśmiechu i lekka obawa o Wiktorie. Idealnie zbilansowane :)
OdpowiedzUsuńświetny czekam :# :**
OdpowiedzUsuń